Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

Bohuszewicz podniósł kwestię, dokąd uciekać mieli. Butrym miał na myśli Litwę, lecz zdaniem pani Gilles i Bohuszewicza droga w tę stronę była najniebezpieczniejszą. On się ofiarował znajomym sobie traktem prowadzić do Krakowa, gdzie łatwo przez czas jakiś ukrywać się można było.
Gotów był nawet swą służbę u podskarbiego Sapiehy poświęcić.
Marcjan, rozważniejszy i niepochopny do przyjęcia pierwszego lepszego planu, milczał i słuchał. Gdy się wszyscy dosyć o tym narozprawiali, wniósł pierwszy, iż zdawało mu się najłatwiejszym ucieczkę w czasie polowania urządzić. Była to chwila, w której właśnie wszyscy mieli być najwięcej zajęci i zaciekawieni; tysiące ludu cisnąć się miało nad Wisłę, na Ujazdowskie Pole. Mogła w tłumie i ścisku idąca z panią Gilles Faustysia łatwo się wysunąć i podejrzenia by nie obudziło, że się gdzieś zabłąkała. Łowy królewskie kilka godzin trwać musiały.
Wszyscy znowu przyklasnęli jego pomysłowi. Marcjan, równie jak Bohuszewicz, ofiarował się bratu i przyszłej bratowej towarzyszyć, na wypadek wszelki.
Pani Gilles także znajdowała to najrozumniejszym. W tych tłumach, ciżbie i natłoku zginąć było najłatwiej i pogoń tego dnia była najtrudniejszą.
Stanęło więc na tym, co doradził Marcjan; szło tylko o małe szczegóły co do wykonania, te zaś mężczyźni brali na siebie. Pani Gilles ze swej strony podejmowała się wziąć pod opiekę Faustysię, a starej Zaborskiej dać swojego dawnego znajomego i przyjaciela, niemłodego już szlachcica Grobińskiego, który pięknie się ubierał, na pana wyglądał, choć był chudopachołkiem, i Zaborskiej towarzystwo jego pochlebiać mogło.

218