Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystko, a wyzwolić cię muszę, bo dla mnie życia bez ciebie nie ma.
Wśród tych czułości, stojąca na czatach pani Gilles, spłoszona czymś, dała znak Faustysi, aby do matki powracała, a Damazy pobiegł według danej instrukcji skryć się w sąsiednim pokoju.
Nie było się czego lękać, bo nadchodzącym właśnie, jak się okazało, był ów elegant Grobiński, który na galerię podczas łowów miał towarzyszyć Zaborskiej.
Damazy pożegnawszy się wyszedł ostrożnie ze dworu Branickich i do swojego mieszkania za Krakowską Bramą pośpieszył, gdzie się wszyscy spiskowi zjechać umówili. Tu już niewiele do czynienia mieli; Damazy ściskał tylko i dziękował na przemiany bratu i przyjacielowi, a przyszłą drogę razem sobie rozpowiadali, aby jej pewnymi być i nie szukać a nie błądzić, gdy pośpiech będzie koniecznym.
Nie mogła ta narada, przy wesołym usposobieniu wszystkich, obejść się bez odwilżenia jej winem i miodem. Damazy na wszystko zaklinał przyjaciela, aby mu pozwolił przynieść wina, bo chciał ich częstować. Zgodzono się na to i zaczęło się wypróżnianie lampek okrutne.
Marcjan pił ze złości i z desperacji, bo jeszcze awantury z Wolskim strawić nie mógł, Bohuszewicz z radości, że się tak dobrym ludziom przydał, a Damazy ze szczęścia swojego. Zapomnieli się tak, gwarząc głośno, podśpiewując, rozpowiadając różne anegdoty o chorążym i Radziwiłłach, szczególniej o krajczym, który teraz siedział w Słucku, w niewoli u brata, a był podobno tego przekonania (gdyż go w zamkniętym powozie transportowano), że się znajdował na Pradze czy w Warszawie.
Marcjan, który bliżej będąc Czarnawczyc lepiej znał historię szalonego tego człowieka, liczył wszystkie jego ofiary, bo kobiet nieszczęśliwych, nie licząc najnieszczę-

220