Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

śliwszej żony, dziesiątki rachowano w czarnawczyckiej niewoli.
Nie wątpili, że chorąży, chociaż więcej dbał o tajemnicę — za swą „perełką“ pogonie wyprawi, lecz się spodziewali, że one ich doścignąć nie będą mogły.
Na Litwę zbiec było to w paszczę Radziwiłłom się dostać: stanęło więc na tym, iż do Krakowa uciekać musieli.
Prawie do wieczora siedzieli tak, głośno się rozgadując o wszystkim, a im wina więcej pili, tym mówili więcej, z niczym się nie tając.
Następowała tedy owa nie widziana od dawna w Polsce uroczystość inwestytury, w czasie której Bohuszewicz, jako dworzanin dla parady, musiał się nazajutrz znajdować w orszaku podskarbiego Sapiehy. Cieszył się barwą nową, którą mu dać musiano, bo wszyscy występowali jak z igły.
Dzień się zdarzył pogodny i nie nazbyt mroźny. Na placu około królewskiego zamku od rana zalegały tłumy, a dla zamożniejszych widzów, którzy na zamku miejsca znaleźć nie mogli, wystawione z tarcic rusztowania wszystkie już zajęte były. Tu, chcąc Zaborską zawczasu wdrożyć do tego porządku, pani Gilles przybyła wcześnie z Faustysią, a Grobińskiego, ustrojonego choć na pokoje królewskie, dała Zaborskiej. Aby mu zaś ochota nie odpadła do opiekowania się starą malowaną babą, wmówiła w niego, że bardzo była bogatą i że sobie szukała właśnie takiego już poważnego a spokojnego małżonka, jakim on był.
Naprzód tedy oczom ciekawych ukazały się złociste powozy królewskie, wiozące Augusta III z Saskiego Pałacu do zamku.
Ten, którym król jechał, szybami szklanymi w brązowe ramy oprawnymi cały ostawiony, dozwalał widzieć

221