Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.

kończącą do pałacu pojechał, chciał choć trochę w domu odetchnąć. Inwestytura należała już do przeszłości; za dni cztery miało nastąpić polowanie, w przekonaniu księcia chorążego mające zaćmić, jeżeli nie wspaniałością, to oryginalnością, nawet inwestyturę.
Im się ta chwila zbliżała bardziej, tym książę większym trawiony był niepokojem. Powtarzał ciągle, że szło o honor domu Radziwiłłowskiego, który musiał wystąpić tak, aby się z nim nikt mierzyć nie mógł.
Tknęło to księcia, który nieco przesądny był, że w czasie uroczystości jakiś Wolski tak się źle spisał.
„A nuż omen — myślał sobie. — Potrzeba mi było Butryma odpędzać!“
Z tym frasunkiem zajechał chorąży do Radziwiłłowskiego pałacu, ciągle w głowie mając to nazwisko Wolskiego. Niespokojnym był już tak, że nie wysiadłszy z powozu, konnego bojara, stojącego do posyłek w podwórzu, pchnął do Ujazdowa do łowczego, aby natychmiast przybywał.
Wolski, choćby był rad dworował swemu panu, nie mógł teraz, tak wiele wziął na głowę swoją. Nie obrachował się, chciwie a zazdrośnie porywając na to, co innemu należało, iż będzie tu miał do czynienia i z niechętną czeladzią, i ze zwierzem, które znał tylko w lesie. Butrym już miał pewne doświadczenie, okupione drogo; on się tu łamał i złościł, rady sobie dać nie umiejąc z tysiącem trudności, zwierz mu co noc zdychał i uchodził. Księciu już o tym nie donosił, ludzi tylko siekł, a sam się wściekał.
Na dobitkę byli tacy, starzy różni znajomi, co do Białej jeżdżąc tam go poznali, których tu do Ujazdowa ciekawość sprowadzała; ci, widząc go zakłopotanym i złym, drwili z niego.
Z cudzej biedy się naigrawać — czyni czasem płochym ludziom przyjemność. Podkoniuszy księcia, Deder-

224