Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.

Wolski wyszedł, spode łba spoglądając z szyderskim wyrazem na swojego pana, który łajał, rozkazywał, a robił tylko to, co mu on umiał poddać.
Od przybycia chorążego i Wolskiego do Warszawy — z polecenia hetmana, który sam do niego zbliżać się nie chciał — czatowano na Wolskiego, aby od niego zasięgnąć wiadomości o tym, co brata trapiło i niepokoiło: o chorążego testamencie.
Hetman, po dość długim niewidzeniu się z bratem, znalazł go teraz tak zmienionym, z twarzą tak hipokratyczną, bladym, nalanym, schorzałym, iż się strwożył mocno o jego życie. Badano zręcznie doktora Dubiskiego, który odpowiadał, że chorąży, byle od gniewu, wszelkich ekscesów i zbytnich poruszeń się wstrzymał, długie jeszcze lata ciągnąć może.
Wiedziano w Nieświeżu przez innych, że chorąży, w chwili gdy na hetmana był nadąsany, o testamencie przemyślał. Nalegał na zrobienie testamentu wojewoda czernihowski, domyślano się, iż biskup Ptolemaidy, który się często z księciem zamykał, był używany do pisania go.
Szło o dowiedzenie się od Wolskiego, który miał tę reputację, że penetrował, nie tylko co się w sercu i myślach, ale co się po zamczystych szufladach biurka księcia chorążego działo — czy koncept testamentu był pisany.
A Wolskiego na tę poufną rozmowę w kącie, tak aby ona oczów nie zwracała, złapać nie było można.
Książę hetman, który się także na obiad do króla wybierał, zobaczył właśnie przybiegającego Wolskiego. Sam on ani mógł, ani myślał się z nim wdawać.
Posłał więc jednego z zaufanych swych, Ponikwickiego, aby go na korytarzu schwycił, zwykły lenung mu wręczył i wziął go na spytki.

227