Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

Musiała czekać jutra, a tymczasem bryka, której pośpieszać kazano, dobry kawał drogi zrobić musiała i o dognaniu jej nie mogło być mowy. Przy największym męstwie trzech desperatów, którzy gotowi byli rzucić się na dziesięciu, zwycięstwo nad kozakami było więcej niż wątpliwe.
W chwili gdy wszystko zdawało się składać jak najpomyślniej, gdy Gilles już triumfowała, jak piorun na nią spadła ta niespodzianka.
IMPan Grobiński, który zmieniwszy strój paradny nadszedł w tej chwili chcąc zabawiać Zaborską, zastał izby puste, drzwi otworem i wdrapał się na górkę dowiedzieć, co się tu stać mogło.
— Nieszczęście! nieszczęście! — zawołała Gilles zobaczywszy go — jakaś zazdrość czy fantazja przyszła do głowy chorążemu i kazał odwieźć kobiety te nieszczęśliwe do Białej!
— Pcht! — wyjąknął Grobiński — do Białej! Jak asindźka uważasz: czy ja mogę pojechać za Zaborską aż tam?
Gilles spojrzała nań zdziwionymi oczyma, przypomniała sobie teraz dopiero, że mu ją jako bogatą wdowę polecała, a Grobiński na serio wziął to i gotów był jechać rozpoczęte dobijać konkury.
Żal się jej zrobiło niemłodego już człeka, który darmo mógł się tracić na niedorzeczne koperczaki.
— Daj acan pokój! — odparła. — W Białej, słyszę, jak w klasztorze lub niewoli, docisnąć się do nich nawet nie można. Darmo byś się wyekspensował i zadurzył.
— Tyran, jak Boga kocham, ten książę chorąży! — zamruczał Grobiński.

Widok placu, na którym książęce te i królewskie łowy odbywać się miały, dla tych, co puste pole nad Wi-

233