Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/258

Ta strona została uwierzytelniona.

W zimie obiecywał sobie książę, iż więcej siły i rzeźwości odzyska na wiosnę, okazywało się potem, że wiosna była niegodziwa; czekano lata, lato było zbyt skwarne; wyczekiwano jesieni zbawczej — i ta zawodziła, a zimą zawsze książę czuł się gorzej.
Butrym tak cały ten rok przemęczył kryjąc się w lesie, przekradając niekiedy do Białej, listy pisząc do Faustyny, ciągle sobie obiecując, że się lepsze złożą okoliczności do ucieczki.
Przeszkodziło coś zawsze. Wolski czuwał, śledził, gonił i nawet w leśnej kryjówce trzeba się było już od niego chronić coraz gdzie indziej, bo miał takich, co i tu zachodzili, przewąchiwali, zasadzki robili.
Całą pociechą Damazego było, gdy albo Marcjan z Wisznic do niego dojechał, albo on się mógł wybrać na jaki dzień spocząć u brata.
Miało się już ku drugiej wiośnie, gdy według umowy, Marcjan, przyrzekłszy odwiedzić brata, który w chacie gajowego przemieszkiwał, już trzeci raz zmieniając schronienie, przybył nad wieczór do niej.
Chałupa stała w głuchym lesie, niewielki kawał wydartego pola i ogrodu mając dokoła. Nieczęsto się tam kto zjawiał obcy, bo oprócz krętej drożyny, która do niej wiodła, żaden gościniec większy nie przechodził w pobliżu. Chwostek, gajowy mieszkający tu, człek stary, sam jeden, ze starszą jeszcze od siebie żoną, która prawie się już z pieca nie ruszała, i chłopakiem sierotą — żył na tej pustyni od wielu lat. Damazy był tu bezpieczniejszym, a Chwostkowi też z nim nieźle się działo, bo mu i płacił, i pomagał około lasu.
Butrym Marcjan, jako podłowczy, dobrze znał Chwostka od lat wielu. Stał właśnie stary w czapce na głowie, w kurcie z różnych odpadków futer lisich i wilczych uszytej, w kurpiach na nogach, czyszcząc strzelbę

256