Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/296

Ta strona została uwierzytelniona.

Książę wyglądał niedobrze, blado, chodził z ciężkością, często usta zaciskał, jakby go co bolało, i niezmiernie drażliwy był a gniewny.
Przy obcych usiłował twarz rozjaśniać, nawet próbował się uśmiechać, lecz wysiłek ten, ciężki, natychmiast wniwecz się obracał, czoło chmurzyło się, myśl odlatywała gdzieś; nie słyszał, co mówiono doń, i odpowiadał niestosownie.
Dubiski doktor na zapytania księżnej i wojewody czernihowskiego dawał zaspokajające odpowiedzi, zawsze jednakie: — Unikać emocji, nie poruszać się, strzec wszelkiej alteracji.
Przepisy były doskonałe, lecz wykonanie ich nadzwyczaj trudne, gdyż jak raz jadąc do Zawieprzyc w swaty z panem Sadowskim, któremu chciał siostrę żony dać, chorąży nagle na popasie zniechęcił się do niego, dlatego że za długo pas zawiązywał — tak i teraz ledwie nie przelatująca mucha w gniew go mogła wprawić. Cóż dopiero ludzie?
Gdy był w takim usposobieniu, upatrywał do nich różne rzeczy. Jeden się nie kłaniał jak należało, drugi patrzał koso, trzeci nie odpowiadał jasno, a niektórym buty śmierdziały.
Pomiędzy przybywającymi najgłówniejszym przedmiotem rozmów i zajęcia było: A zrobił książę testament czy nie?
Zamykał się ciągle z ks. Riokurem, a wychodząc biskup miewał palce atramentem powalane...
Zdawało się więc, że chyba nad testamentem pracowali. Drudzy utrzymywali, że testament bez Matusewicza się obejść nie mógł, a ten tak bywał tymi czasy zajęty, iż do Białej nie zajeżdżał. Przebąkiwano też, iż się zraził do chorążego, który obiecywał dużo, a nie dawał nic, czego Matusewicz nie lubił.

294