Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/298

Ta strona została uwierzytelniona.

który w przejeździe stamtąd do Lublina, na parę dni wprzódy znalazł się w Białej, a tu go uproszono, że na św. Floriana pozostał.
Ks. Obłoczymski był u Radziwiłłów persona grata, nie tylko jako świątobliwy zakonnik, ale i jako wielki kaznodzieja.
Był to człowiek wcale niepospolity, gdyż w życiu powszednim nie okazywał się, czym był, przedstawiał się skromnym, cichym, łagodnym, a spełniając swe obowiązki kapłańskie, stawał się natchnionym i taką mocą obdarzonym, że mu wszystko ulegało.
Ks. biskup Riokur przyjął go na probostwie z wielkim poszanowaniem, ugoszczono go na zamku; przy sumie powiedział kazanie, ale szczęście to było, że książę chorąży, który z rana tylko był na mszy świętej w kaplicy zamkowej, a u fary się nie znajdował — nie słyszał kaznodziei. Mówił on bowiem o wielkościach ziemskich, o ludziach, co nimi są przyobleczeni, o sile i bogactwie a używaniu ich po ludzku i po bożemu — w sposób tak bezwzględny, tak ostry, iż się zdawało, jakby miał na myśli tych, co ich nadużywali.
Nie było to we zwyczaju w Białej, gdzie i z kazalnicy kadzono potentatowi a wysławiano go. Zaś ks. Obłoczymski o solenizancie dnia tego nie wspomniał, co ks. biskupa wielce zgorszyło. Kazanie pomimo to uczyniło wrażenie wielkie.
Po nabożeństwie napełniły się sale zamkowe gośćmi, nieustannie przybywającymi. Nigdy ich może tylu na św. Floriana się nie stawiło.
Świetnie wyglądało towarzystwo: dygnitarze i możni, z wojewodą czernihowskim na czele, postrojeni przepysznie; damy, z księżną chorążyną i krajczyną — w sukniach jasnych, w brylantach i koronkach, we fryzach i robronach — jak wieniec kwiatów zdobiły salę.

296