Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/302

Ta strona została uwierzytelniona.

mknął, a pan wojewoda czernihowski na palcach do sali się wysunął.
Sen to jednak był nie szczery, ale dla pozbycia się teścia udany, bo po wyjściu jego książę zawołał na hajduka, który nigdy z przedpokoju się nie oddalał.
Ten gdy przyszedł, chorąży palec położywszy na ustach pokazał mu, że chce wstać, i coś szepnął na ucho.
Hajduk zdziwioną zrobił minę — lecz musiał słuchać.
Sparty na jego ręku, z pośpiechem niezwyczajnym, nogami poruszając jakoś bardzo zamaszyście, zadyszany nieco, powlókł się książę znanymi korytarzami do mieszkania Zaborskich.
Od niejakiego czasu bowiem razem z chorobą miłość jego dla „perełki“ rosła, choć ta źle ją płaciła. Chorąży dnia prawie teraz nie opuścił, aby u niej nie był. Stawał się coraz pieszczotami swoimi dokuczliwszym. Gdy u drzwi stanęli, hajduk spróbował je roztworzyć — ale mieszkanie było zamknięte. Kazał się książę dobijać, szturmować: nic to nie pomogło, gdyż nikogo tam nie było, i chorąży postawszy u progu, gniewny niezmiernie, musiał odejść na powrót do gabinetu, nakazując hajdukowi, aby Zaborskie odszukał mu natychmiast i zapowiedział im, iż wieczorem do nich przybędzie.
Odwrót z tej wycieczki szedł już daleko mniej raźnie, z głową spuszczoną, a do krzesła się dobiwszy, książę nakrył się chustką od much i mrucząc coś wnet drzemać zaczął. Wzdychał ciężko.
Oprócz tego, iż przykro mu było nie widzieć „perełki“, namiętna zazdrość go dręczyła. Posądzał wszystkich — dąsał się jak dziecię.
Wino jednak miało ten błogosławiony skutek, że sen sprowadziło, chociaż niespokojny. Rzucał się książę, wyrywały mu się wyrazy, ręce składały w pięści, tupały no-

300