Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/306

Ta strona została uwierzytelniona.

silny, podołać temu nie mógł — zawołał na wylękłą Zaborską, aby po ludzi pobiegła. Faustynka w pierwszej chwili uciekła do swojego pokoju.
Książę bełkotał coś, oczyma wodził dokoła, poruszał się, lecz zdawało się, iż mowę mu odjęło. Hajduk trzymał podniesioną głowę, która bezsilna opadała.
Trzech służących wbiegło na wołanie Zaborskiej; chwycili na ręce chorążego i co prędzej ponieśli do sypialni na łóżko.
Dubiski, który — jakby przeczuciem — nie rozbierał się był na dole, znalazł się natychmiast przy księciu. Ale z twarzy jego widać było, że nie miał tu już nic do czynienia.
— Po księdza! — szepnął cicho.
Służba rozbiegła się natychmiast po zamku, trwożąc, kogo spotkała po drodze. Dano znać chorążynie; dowiedział się wojewoda czernihowski; zbiegli się wszyscy: książę leżał bez mocy, jednym okiem poruszając tylko.
Ksiądz biskup Riokur, na wpół rozebrany, płaszczyk czarny narzuciwszy na ramiona stawił się także wprędce.
Spoglądano na Dubiskiego, który nie odchodził od łóżka i z powolnością lekarza, który mógł przewidzieć katastrofę — patrzał na nią obojętny.
Pytali go wszyscy.
— Momenta policzone! — rzekł — ratunku nie ma.
Ksiądz biskup tymczasem nie dającego przytomności znaku na śmierć dysponował.
Obawiając się zapewne, aby nagle objawiona wiadomość o niebezpieczeństwie, jakie groziło chorążemu, nie wznieciła niepokoju i bezładu, zamknięto drzwi, nakazano milczenie.

304