Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/320

Ta strona została uwierzytelniona.

które ksiądz biskup niezwłocznie musiał przedsiębrać. Ciało przeprowadzono do kaplicy zamkowej, gdzie ciągle odbywało się nabożeństwo, dopókiby z Nieświeża nie nadeszły rozkazy i instrukcje.
Potrzeba było, przy największym pośpiechu, dni kilku, nimby stamtąd mogli powrócić posłańcy.
Dłużej, niż rachowano, nie zjawiał się przecież nikt, skąd wnoszono, że może sam hetman na pogrzeb przybyć zechce.
Jednego majowego poranka ujrzano wreszcie na gościńcu od Litwy wiodącym pośpiesznie ku miastu zdążający tabor, dość liczny: powozy, furgony, jezdnych w barwach radziwiłłowskich, ale nie wyglądający tak, jakby na pogrzeb podążał. Sama młodzież to była, na koniach, choć zdrożonych, jeszcze dokazujących, z czapkami na bakier, z twarzami wesołymi, z butą okrutną i wykrzykiwaniami zuchwałymi.
Zaraz przy wjeździe, gdy się gromadka dzieci i pospólstwa zbiegła przypatrywać przybywającym, konni dla zabawy jęli ją batogami ścigać i straszyć. Śmiech się rozlegał.
W wielkiej landarze, paradnej, na aksamitnych wezgłowiach, przy otwartych oknach, siedziało dwóch panów, lecz łatwo się domyślić było, iż nie książę hetman ani jego zwykła komitywa. Oba oni wyglądali bardzo młodo i tak mieli twarze uśmiechnięte, jak orszak, który im towarzyszył.
Zbliżenie się do miejsca okrytego żałobą nie zdawało się im wcale psuć humoru. Młodzieniec siedzący na prawo, w którego rysach zdrowych i ożywionych można było dostrzec coś familijnego charakteru rodziny — był to książę Karol, miecznik litewski, syn hetmana, już naówczas sławny z tego, że szalał jak nikt, za szaleństwa

318