Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

nie gadali. W miasteczku zaś policję zamkowi ludzie utrzymywali taką, że cokolwiek się tu działo, ktokolwiek się tędy przemknął, nocował, popasł, musiał o tym wiedzieć Wolski, a przez niego książę.
Owemu Wolskiemu, który miał łaski u księcia szczególne, donosił, kto tylko co zasłyszał, aby mu się przylizać.
Nie było w tym kryminału, że się podłowczy z bratem przejeżdżającym widział, lecz wolałby był, aby wzmianki o Damazym nie było.
Myślał jeszcze o tym a o bracie, kędy się podział i czy go w istocie usłuchał, oddalając się od Białej, gdy wszedł pisarz pytając o rozkazy. Trzeba było iść do koni i do psów, do klatek ze zwierzem, który dla łowów chowano: nie miał czasu rozmyślać długo.
Około południa książę, który był faskę solonej łosiny obiecał reformatom, podłowczego z nią i z jałmużną pieniężną wykomenderował do klasztoru. Nie było to ciężarem dla Marcjana pójść do gwardiana, z którym dobrze żył i rad się zabawiał, ale ten dzień wolałby milcząco przesiedzieć w kącie.
O. Remigian, gwardian, już od lat wielu obierany ponownie, dlatego mianowicie, iż ze wszystkimi, a nawet z księciem chorążym, w zgodzie umiał żyć i na łaskę zasługiwać — był jednym z tych prostaczków, którzy od wielu uczonych więcej rozumu mają i taktu.
Z wejrzenia był to sobie zażywny, rumiany, wesołego oblicza mąż, który wyglądał na pospolitego człowieka; lecz potrzeba było pochwycić wzrok jego, gdy obiegał dokoła, i uśmieszek ust dobrodusznych złapać, gdy się ksiądz gwardian tego nie spodziewał.
Naówczas objawiał się w nim ukryty ów i popiołem pokory przysypany rozum, którym, właśnie dlatego, że

32