Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

Rozparty w krześle książę chorąży, postać szerokich rozmiarów, wiekiem już jakby rozlana, miała podobieństwo rodowe do starych portretów familijnych, z twarzami posępnymi, poważnymi, w których myśli nie było wiele, a dumy więcej nade wszystko. Rysy wydłużone, przeciągnięte, podbródkiem obwisłym jeszcze zwiększone, w tej dobie życia nie miały już wyrazu innego nad uroczystą, w sobie zamkniętą dumę. Lecz znużenie wielkie zdawało się z nią walczyć, chwilami ciężkie powieki opadały na oczy zblakłe, usta się chowały w fałdach, którymi oblicze było poorane.
Książę spoczywał i choć nie spał ani drzemał nawet, sapał ciężko. Szeroka pierś wydawała się czymś obciążoną. Nogi wsparte na podnóżku, grube, nieforemne, jakby nabrzmiałe, drgały niekiedy bólem, który zarazem twarz chwilowo wykrzywiał. Futerkiem podbita zwierzchnia suknia, okryta atłasem, pod nią żupan mieniony, lekki pas — składały ubranie.
Książę tylko co był odprawił gościa, przybyłego w sprawie sejmikowej, który go zniecierpliwił i znudził, bo pieniędzy potrzebował na forytowanie kandydatów, gdy nie opowiadając się wszedł Wolski i stanął u proga, i oznajmił się tylko lekkim kaszelkiem. Sygnał to być musiał dobrze księciu chorążemu znany, bo usłyszawszy go, nie podnosząc nawet powiek obwisłych, grubym głosem, na wpół ochrypłym, do mruczenia niedźwiedziego podobnym, ozwał się:
— Pójdź sam tu!
Wolski w dziedzińcu zamkowym a w tej izbie i przed obliczem pana — były to niemal dwie zupełnie różne figury. Tam on obracał się swobodnie, zuchwale, patrzał na ludzi z góry, obchodził się z nimi szorstko; tu był pokorą i niemal nicością. Twarz, ruchy, postać zupełnie się zmieniły; zdawał się mniejszym nawet i szczuplejszym.

71