w Sokalu takiego skoku; lud zdumiony stanął, a gdy z podziwienia przyszedł do siebie, już Prosper był daleko.
Otóżto skutki ślepéj miłości i odmówienia ojca, którém rozgniewany uczony postanowił nigdy więcéj nie zajrzéć do rodzinnego miasta. Tantae ne animis caelestibus irae?
— Pójdź sobie wasani precz ze swoją nauką.
— A waszeć idź szukaj syna, któregoś wypędził.
— Niech leci choćby na koniec świata; nie żal mi tego szaleńca.
— Pamiętaj Waszeć, że ten szaleniec był synem W. pana.
— Tak... — rzekł rozgniewany introligator, gdy wtém przybyły ojciec Marysi przerwał spory małżeńskie.
— Dobry wieczór, panie Stokrotko!
— Dobry wieczór.
— Skąd-że to waszeci przyszło tak ostro zabronić synowi swemu, żenić się z moją Marysią? — Cóż to myślisz, że pan Pytel nie da jéj posagu? He?
Introligator stał jak wryty i w końcu na nalegania młynarza odpowiedział:
— Może się to jeszcze ułożyć.
— Także mi i gadaj — rzekł poważnie pan Pytel — oświadczam tedy, że daję mojéj córce pięć tysięcy złotych posagu, a Prosperowi wyrobię miejsce organisty i nauczyciela naszéj szkółki. Zgoda?
— Zgoda! — zawołał ucieszony pomyślnym rzeczy obrotem pan Stokrotko, — ale gdzież mój syn? On uciekł podobno z miasta.
— Złapiem my go — rzekł młynarz — i woda ucieka, a jednak ja łapię ją do moich młynów.
To mówiąc wyszedł, a żona introligatora stanęła przed mężem, zabierając się do dotykalnéj wymówki, gdy tymczasem widząc grożące niebezpieczeństwo, mąż schwycił czapkę i wyszedł incognito.
W kilka dni potém wynaleziony Prosper został mężem swojéj kochanki, która będąc głową domu, stawała się poważniejszą i surowszą dla męża. Ten zaś nawzajem wrócił powoli do dawnych zwyczajów, zaczął nosić okulary, kij i tabakierkę, sprawił długą kapotę i został organistą, nauczycielem i kantorem w Sokalu. Umysł jego, nabrawszy więcéj jędrności, wylał się teraz w dziełach różnego rodzaju. Tu on opłakując porywczość swojéj żony, napisał: Lament po utracie dobréj myśli. Są także jego ręki śpiewy duchowne pod tytułem: Spirytualny kancyonalik ku użyciu