Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

nęli i padli; latarka potoczyła się daleko między trumny i powoli błyskając jeszcze, oświeciła osobę jakąś wielką w bieli stojącą, błyszczące antaby i galony trumien, i zgasła.
— Czegoż się lękacie, bracia! — odezwał się głos od wchodu w téj chwili — czy nie znacie... matki Maryi? Weszłam tu za wami! ja tak lubię patrzéć na trupy!... szukam mojego synka między niemi!... Gdyby ludzie rośli w trumnach, onby był już dziś ładnym dwudziestoletnim... trupem! Nie bójcie się mnie!... ja przyszłam tylko popatrzyć na tych ludzi, co tu leżą, jakgdyby nigdy ludźmi nie byli! No! czegoż milczycie? odpowiadajcie przecie!... Jak tu chłodno!... ubrałam się w białą suknię téj panienki, co tam leży w kościele... a jéj oddałam moje... Jéj było tak chłodno w tych cienkich sukienkach tkanych z myśli i pajęczyny... a ja przywykłam... Wybrała się téż do grobu jak na tańce! byłaby uziębła nieboraczka! Trumna nie godowa sala... a ja przywykłam!... Ciemno!... gdzież się ci ludzie podzieli? musieli uciec! czego oni się boją? mój Boże! bezbronnéj kobiety, myśleli, żem upiór! Upiór! ach! czemuż upiór mego synka nie przyjdzie do mnie? Zmordowałam się! Och! dzisiejszy dzień wiele mnie kosztował! muszę usiąść.. Powoli! jakież tu piękne mam towarzystwo! ilu tu ludzi! jestto drugi świat... ale świat smutny, ciemny, ponury jak moja dusza! milczący!... to dla mnie, dla mnie świat! szkoda tylko, że nikt nie odpowie na moje pytania... Dawniéj, ach! dawniéj, młoda Marya nie chodziła w sukniach umarłych... nie szukała przyjaciół w grobach! bo ich miała na świecie! Stasiu! czémżeś zrobił moje życie?.. moje nieszczęście było twoją zabawą... biedny! jam myślała, że ty masz serce... a tyś miał tylko usta i mowę... O! prędzéj w jednym z tych spróchniałych trupów, od dwiestu lat rozsypane serce bić zacznie, niż twoje uderzy choć raz od litości!... Ale dość! czas pożegnać ten świat grobów!... Rabusie uciec musieli! I mnie już czas!... już północ!... pójdę do Justyny! Gdzież te schody! ha! znalazłam... Mój Boże! cóż to? oni poszli i z góry kamień zawalili! Jak ja stąd wyjdę?... Trzeba umrzéć, Maryo! włożyłaś białą suknię grobową! trzeba umrzéć! umrzéć! a cóż będzie po śmierci?... Po śmierci!... nie będzie Stasia, nie będzie syna, nie będzie świata.. cóż będzie, Maryo?... ach, te ręce niegdyś tak ładne, oczy, usta... w cóż się obrócą? w proch!... ha! a tym prochem wystrzelona dusza uleci... do nieba!... Chłodno! czyż ja stąd nigdy nie wyjdę? Nie!... bo któż mi ten kamień odwali! ten kamień jest moja śmierć... za tym kamieniem świat... Staś... syn... Wilia... za nim wszystko... a ja tu! tu same groby! tylko groby! pusto! głucho! bo dusze tych ciał poszły daleko... błądzą sobie po znajomych za życia miejscach!... A! ta trumna otwarta! jakgdyby dla mnie! Nie gniewaj się, niebosz-