Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.
7.  O BABIE KOŚCIELNÉJ.


I.
Jakaż mię przyszłość czeka, jakąż miéć nadzieję?
Że biédna, opuszczona — ach! cała truchleję!
Mąż i Żona.

— Ts!
— Cicho!
— Chodź stąd, bo ktokolwiek nas usłyszy.
— Ach! ja się boję!
— I czego się boisz?
— Ja nie wiem sama!
— Chodź! chodź tylko — tu ciemno, gołe ściany, wiatr przewiewa, ja cię zawiozę do siebie.
— Ale pani...
— Pani twoja musi się już z tobą pożegnać, jesteś moją.
— Tak! pańską!
— Nie nazywaj-że mnie panem!
— A jakże ja pana będę nazywać? — ja jestem biedna dziewczyna!
— Chodź, Marysiu!
— Doprawdy, ja się znowu boję; drżę cała, jakbym zrobiła co złego!
— Ach! nie bądź że dzieckiem!
— Idę, panie!
— Znowu panie! mówię ci, nazywaj mnie Antosiem!
— Dobrze, panie! ach! powoli! tak ciemno! nie trafim na schody. Pani czasem posłyszy, wyjdzie, ja się spalę ze wstydu.
— Chodź-że tylko prędko.
— Nie mogę trafić na schody, boję się stuknąć, pani wyjdzie.
— Ts! cicho! co ci się tam marzy, twoja pani śpi może; już po dziesiątéj!
— O! ona nie śpi! ona myśli, że ja mówię pacierze! powoli!