Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/068

Ta strona została uwierzytelniona.

aj! omało nie padłam, jestem biedna sierota! powoli! poręcza chwycić nie mogę!
Tak wołając, szli w ciemności po schodach. Pan Antoni prowadził młodą Marysię; która otulając się salopką, szła, jak mogła. W połowie schodów i prowadzącemu i prowadzonéj pośliznęły się nogi, padli z krzykiem oboje.
Nim mieli czas powstać i uciekać, w górze otworzyło się kilkoro drzwi, błysnęły światła, tłum różnych osób stanął nad schodami, spoglądając w dół ciekawie na pana Antoniego i Marysię, z których pierwszy trzymał się za bok, druga zatulała oczy i kryła się za niego, ciągnąc go za połę, aby schodził prędzéj.
— Kto tam? — odezwała się z góry jéjmość jakaś w narzuconéj salopie na koszulę, wznosząc stoczek zielony po nad głową, — a! tfu! dali Pan! czy nie pan Antoni? a to! czy to ty błaźnica?
— Nie! to nie ona! — zawołał pełnym gniewu tonem pan Antoni.
Jéjmość w salopie ze stoczkiem pobiegła na dół i ukrywającéj się dziewczynie zajrzała w oczy.
— A! to ty! ha! — zawołała, chwytając drżącą Marysię za rękę — poczekaj-no! skromnisio! takie to twoje pacierze! niewiniątko!
Marysia tuliła oczy w salopę, pan Antoni się zżymał, widzowie nad schodami śmieli się i szeptali. Jéjmość w salopce łajała okropnie.
Pan Antoni nie mógł ścierpiéć i odezwał się nareszcie:
— Proszę nareszcie zaprzestać tych krzyków, ja jéj bronię!
— Ty oszuście! bezbożniku! libertynie! — wybuchnęła jéjmość w salopie — czy wiesz ty, co nieboszczyk mój mąż mówił, jaka kara na tych w Statucie, co dziewczęta uwodzą? Ha! a udawałeś skromnego! niewinny jak baranek! Sto rózeg dziewczynie! a wasan pamiętaj! żeby tu twoja noga nie postała! wiesz, co w Statucie napisano! Nos, uszy, ręce i nogi obcinają! Chodź-że wasanna!
Wzięła ją za rękę, ona się opierała, pan Antoni stanął groźno i odezwał się do jéjmości:
— Wasani nie masz żadnego prawa do téj dziewczyny, ja jestem jéj opiekunem przez ojca naznaczonym, ona tu dłużéj być nie może; chodź, Marysiu!
I wziął ją za rękę, a jéjmość w salopce krzyczała:
— Dobrał opiekuna! kot myszy pilnuje! dobrze spełniasz opiekę, bezbożniku! Ja ciebie nauczę; jutro dam znać do kwartału, do policyi, jutro tę dziewczynę wsadzę na chleb i wodę na rekolekcye!
Gdy ona to mówiła, oni już byli za bramą. Pan Antoni milczał, Marysia płakała. Po chwili on ją pocieszał, była już spokojniejszą, przyszli do domu — i Marysia ściskała opiekuna tak