Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/069

Ta strona została uwierzytelniona.

czule, że zapomniał o schodach, o jéjmości w salopce — i o tém, co tam napisano w Statucie.

II.

Wiatr wył okropnie! dzwony dzwoniły i zdawało się, że nie ręka ludzka, ale ręka burzy niemi włada.
Kondukt pogrzebowy szedł ulicą — pieli księża, grała muzyka — ale wiatr pogasił wszystkie światła, ciemno było i straszno. — Dziewczyna szła za trumną i rzewnie płakała, w ręku trzymała zgasłą od wiatru świecę i chustkę mokrą od łez i deszczu. Ona nie miała siły spojrzéć na trumnę; szła tylko, nie patrząc przed siebie, jakgdyby ją jaki instynkt prowadził, szła aż do kościoła, tam stanęła i znów płakała, a wszyscy patrzali na nią — i nikt cieszyć nie myślał. Jak księża skończyli śpiewać, wszyscy wyszli, ona stała; dziad ją za drzwi kościelne wyprowadził, zatrzasnął rygle i poszedł mrucząc: Wieczne odpocznienie. Wiatr wył, deszcz lał, ona stała jak wryta i płakała, oparłszy głowę o mur kościelny, ale nikt jęków nie słuchał, nikt na łzy nie patrzał, bo była noc — noc głucha — a na cmentarzu, po nocy, nikt nie chodzi, chyba duch.
Marysia płakała długo i siadła płakać na kamieniu, i zasnęła biedna.
Obudziła się rano, żeby spojrzéć, jak trumnę wynoszą, znowu pobiegła za trumną na cmentarz — pobiegła nad jamę, spojrzała w nią — a ten dół przez łzy błyszczące w oku wydał jéj się tak okropny! Usłyszała szmer sunącéj się po powrozach trumny — chciała się rzucić za nią, ludzie wstrzymali, potém sypała się ziemia — ona słyszała, ujrzała nad nim mogiłę z świeżego piasku, w głowie jéj przewróciło się, zaczęła śpiewać i tańcować na jego grobie! Ludzie poszli ruszając ramionami. Marysia została na grobie i tańcowała jak młoda topol wiatrem uginana, śpiewała wesoło, śmiała się okropnie, a jak zmrok przyszedł, położyła się obok mogiły, mówiąc sama do siebie: Antoś przyjdzie niedługo, on zawsze ze mną śpi razem! — Usnęła.
W północ obudziła się — koło jéj głowy stała latarka — koło niéj obok leżał trup kochanka — daléj stało dwóch jakichś ludzi, a trzeci równał mogiłę łopatą, mówiąc:
— E! panie doktorze! ani znaku nie będzie!
Trup jego był odarty do naga, ona rzuciła się na zimne ciało Antosia i krzyknęła — doktorowie poskoczyli ku niéj, grabarz cofnął się, jakby kto strzelił do niego.
— Kto to?
— Kto?
— W imię Ojca!