Najgłośniejszym nad wszystkie głosy był głos właścicielki, pani Doroty Janówny, córki kupca, żony próżniaka, która cały dom i męża i dzieci i psy i koty i wszystko, co tylko w obręb jéj państwa wchodziło, za nos wodziła niemiłosiernie. Od rana, jak się obudziła, widać ją było w jednym trzewiku przydeptanym, drugą nogą boso, w roztwartéj jupce, z roztrząśnionemi włosami, biegającą po galeryach, kłócącą się z mieszkańcami, bijącą zwierzęta i dzieci, swoje i cudze.
Tak upływał czas do południa, a kiedy wszyscy do stołu lub garnka zasiedli, na kilka chwil milczenie panowało. Potém znowu i pani Dorota i jéj mąż i dzieci pół tuzina, i szewc z dołu i woźny trybunalski, i psy i koty, i krowy i koguty, krzyczéć, wrzeszczéć, ryczéć, wyć, piszczéć, warczéć, jęczéć, zaczynały do wieczora.
Wieczorem znowu na chwilę uspokajało się, zapalano światła, mało kto przebiegał po domu i dziedzińcu, prócz latających nietoperzów, szczurów snujących się i kotów i przemykających się kun.
W mieszkaniu pani Doroty słychać było krzątanie się i hałas głuchy, były to przygotowania do uczty i zabaw, które u niéj, w świątki i piątki, w posty i popielec bez różnicy, niemal codzień się odbywały. Zaczynały się ze zmrokiem schodzić postrojone, czerwone mieszczki, mieszczanie wąsacze, panowie rajcy, panowie burmistrze i ławnicy z trzech juryzdyk, wójtowie i kunsztów szlachetniejszych cechmistrze, panny wileńskie z fosforycznemi oczyma i młodzież gwiżdżąca, tłumno, gwarno, szumnie i wesoło. Jak się tylko wszyscy zeszli, zaczynała się żydowska muzyka, tańce, skoki, hałas, wrzaski.
Znów obudzone psy i koty krzyczały, pijani kłócili się, taczali po schodach, leżeli w rynsztokach, czepiali się ścian i drzwi, krzyczeli, bili się. Było to Piekło.
O tym czasie w Raju, mieszkańcy modlili się i pracowali przed ogniem, kobiety przędły, mężczyzni rozmawiali jedząc, lub kończyli dzień modlitwą, dzieci koło matek stały, rozmawiając z sobą pocichu, lub biegły chować się, szukać i znajdować po kątach.
Właściciel domu Benjamin z długą, siwą brodą, zwykle przy wrzasku dolatującym z Piekła, kończył skromną wieczerzę, opowiadając synowi i młodéj synowéj swojéj Racheli, własnego życia jednostajne dzieje, tym powagi pełnym biblijnym stylem wschodu, który pierwsze wieki świata i prostotę ich wspaniałą przypomina.
Kiedy wybiła siódma na półzegarzu godzina i na ratuszu gaszenie ognia przedzwoniono, sługi zalewały w kominach żar, światła gasły, dzieci kończyły pobożne modlitwy za rodziców, rodzice za dzieci, żona za męża, mąż za żonę, i po pracy spokojnie zasypiali.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/074
Ta strona została uwierzytelniona.