Taka była różnica Raju i Piekła; ale nie ta jeszcze przyczyna ich nazwania.
Dawniéj, sto laty przed 1629 rokiem, dwóch ludzi mieszkało w tych dwóch domach, a te domy były drewniane, małe i stykały się oba, tak, jak się potém dwie murowane kamienice zetknęły. W Raju mieszkał starzec osiemdziesiątletni, w Piekle chłopiec, który miał lat dwadzieścia kilka.
Starzec był ślepy, stary, chory i z łóżka już nie wychodził, miał córkę jednę, która go doglądała w jego boleściach, pocieszała go, czytała mu księgi, przez które Bóg obiecał ludziom niebo, miała serce dobre, duszę ognistą, łzę w oku na każdy jęk starca, pomoc na każdą jego boleść, pociechę na żal każdy.
Ostatek dni ojca zgryzionego pamiątkami, które mu życie truły, i niemocą odbierającą mu wszystkie życia przyjemności, jeszcze się czasem złocił pociechą dobréj córki. W rannéj godzinie, kiedy go ból obudził, pierwszy dźwięk, spotykający jego ucho, był głos Maryi, i cały dzień ten tylko jeden aż do późnej snu godziny dźwięczał w jego uszach, jak głos anioła w grobie.
Obok mieszkał młody właściciel domu, nieżonaty, a imię jego było Bruno. Sierota od dzieciństwa, sam siebie prowadził po drodze życia, i to tylko widział dobrém, co mu na chwilę zmysły dobrém pokazywały. Wesoły jak ptak w powietrzu, niedbały o jutro, niepamiętny na wczoraj, z cudzego i swego nie korzystając doświadczenia, za hasło życia wziął był sobie: „Co chcę, być musi“. Przy nim, koło niego, było zawsze wiele młodzieży. Kości, wino i do dziewcząt umizgi, od rana do nocy były ich zabawą i jedyném zatrudnieniem. Nieraz szczęk rozbitego przez pijaków puharu, szumny odgłos chóralnéj pijaków pieśni, przez słabą ścianę dolatywał do łoża konającego tak długo starca. Był to jakby głos świata, śmiejący się szydersko z jego boleści. Nieraz córka, widząc cierpienie, jakie mu ten odgłos sprawiał, płakała lub starała się zagłuszyć go: ale jéj srebrny głosek niknął przy tamtych, i starca jęki mięszały się z pieśniami. Boleśna była to sprzeczność wesela i otwartego grobu, jęków i pieśni.
Bruno widział Maryę nieraz i jéj oczy zapłakane i pierś wzdętą, i różowe niby śmiejące się, bo do uśmiechu stworzone usta. Nieraz całego piekła wzywał na pomoc, aby ją dostać, potém, przy innych zabawach, kobietach, ludziach, zapominał o Maryi. Marya widywała go także, ale go nienawidziła. Ten człowiek wiecznie wesoły, z uśmiechem niezmazanym na ustach, wydawał