Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zdrów jestem.
— Dokąd bieżysz?
— Pieczeń czuję.
— A pan twój gdzie?
— Idzie za mną.
— A ty z nim idziesz, czy do pieczeni?
— Razem, umiem to pogodzić.
— Kochasz pana?
— Trochę mniéj od pieczeni.
— Jesteś z nim szczęśliwy?
— Uciął mi ogon i uszy.
— A tyś go nie porzucił, wierny Kastorze?
— Cóż? kiedy mnie karmił.
— A gdyby cię głodził?
— Poszedłbym szukać drugiego.
— Przedaj mi swoje serce; słyszałem, że je bardzo chwalono.
— O! najchętniéj; tylko w tym momencie serce moje jest w pieczeni, którą słyszę; potém...
Już reszty słuchać nie chciałem. Zamyśliłem się, u jakiego stworzenia serca sobie dostać. Zajęcze? — będę tchórz; krucze? — będę złodziejem; tygrysie? — będę bardzo zły; jagnięce? — to to samo co cukrowe. Pójdę do sowy; kto wié, jakie serce u niéj. Czekałem do nocy; w nocy poszedłem w las do starych zwalisk, stolicy sów. Już zdala ujrzałem ich tłum po świecących oczach; siedziały w rząd, na wpółspalonym dachu i śpiewały pieśń zgliszcza i smutku.
„Jak się świat cały spali — śpiewały — my usiądziem na popiołach i na węglach, upieczem sobie mnóstwo wróbli i będziem jeść i śpiewać i panować“.
— Upadam do nóg.
— A kto tam?
— Uczciwy człowiek, który sobie szuka serca do kupienia.
— A wiele wróbli przyniosłeś?
— Żadnego, ale mam pieniądze.
— Co mi dasz za serce? — zawołała jedna.
— Ten worek.
— Zgoda; ale za niego kup mi wróbli i piękny stary zamek spalony, w którymbym panować sobie mogła.
Jak tylko dostałem serce sowie, stałem się ponury, lunatyk i strasznie mądry, mądry do tego stopnia, że wiedziałem, jakiego koloru były rzemyki u koturnów Juliusza Cezara... Ale ja i pantofle tego bohatera nie byliśmy dwoje i nie mogłem być rad z so-