odjeździe męża, zdjęła różaniec, kazała złożyć na ołtarzyku pokojowym swoje księgi do nabożeństwa, błyszczące bogatemi klamrami, i usiadła. Fraucymer powoli się rozszedł, zostały tylko trzy panny, dwie Niemki, jedna Polka — lecz wkrótce nadszedł ojciec jezuita, przełożony domu professów, i z tym zawiązała się długa pobożna rozmowa[1].
A zmierzch się powiększał i dnia ostatki tonęły w nadchodzącéj nocy — krwawa czerwoność nieba na zachodzie zmieniła się w złotą bladość coraz ginącą — wiatr wył coraz mocniéj, a chmura czarna płynęła po niebie, rozpędzona wiatrem po całym widnokręgu. — Dano świéce w pokoju królowéj, jezuita wyszedł, a panny powróciły.
Nowe modły zaczęły się przed nadchodzącą nocą. Królowa sama uklękła na poduszce u ołtarza, a lektor czytał modlitwy, które za nim półgłosem wszyscy powtarzali. Skończyło się na długich litaniach, przerywanych niekiedy biciem wiatrów w drobne szyby okien i dalekim chmur szumem.
Po modlitwach wszyscy wyszli, prócz dwóch panien, które układły królową do łóżka — drugie dwie u progu przy łóżkach, na których sypiały, mówiły jeszcze resztę wieczornych pacierzy, a w czasie rozbierania się do snu, jedna jeszcze czytała głośno i powoli żywot świętéj Kunegundy.
Nakoniec i te ostatnie głosy ucichły. Królowa położyła się, ucałowawszy relikwie nad głowami łóżka wiszące, i lampa tylko błyskała przed obrazem Najświętszéj Panny. Na dworze noc była i wszyscy usypiali. U dolnych mieszkań chodziła warta miejska w milczeniu — zdala odzywały się grzechotki stróżów nocnych i szum młynów, niedaleko stojących — świeciły światła migające w wysokiéj latarni zamkowej i oknach domu halabartników, część straży utrzymujących, którzy grą i piciem odpędzali sen gwałtem cisnący się do oczu.
Tymczasem, gdy zamek spał cały, prócz czuwającéj latarni i halabartników, w mieście gwar i szum się począł. Dwa domy na Zamkowéj ulicy ogniem się zajęły — nieprędko rozbudzeni mieszkańcy o ratunek wołać zaczęli, a wiatr zachodni rozdmuchiwał ognisko i z dwóch cztery, ze czterech kilkadziesiąt domów się zajęło! A na chmurze, płynącéj po niebie wysoko, już się pożar od-
- ↑ Jest mała książeczka nieznana dotąd bibliografom, jak mi się zdaje, zamykająca w sobie długi spis cnot Królowéj Konstancyi, zebrany przez Hieronima Bildziukiewicza, jéj dedykowany i zdaje się, że nawet w Wilnie wydany. Każda cnota jest emblematycznie wycięta na miedzi z podpisem czterowierszowym łacińskim. Ed. in 4-to, dr. piękny i papier, rok w chronostychu na końcu 1610.