trzeba się tam dostać, aby widziéć Brzeg, najważniejsze w Pińsku miejsce i jedyne w naszym kraju. Tu to przybijają statki z solą, a odbijają z wódką, zbożem, węglami, obręczami i t. d. Spojrzenie nań przypomni każdemu jeden z tych sławnych widoków chmurnych brzegów Holandyi, tak znajomych wszystkim, przynajmniéj z rysunków. Sterczą oschłe i pogruchotane statki z obnażonemi masztami, na suchéj ziemi stojące, mnóstwo łodzi, obijaników, czółen, bark, Pińczuków w szarych opończach, w czarnych pasach, z krzesiwem w ręku, z lulką w zębach, z kołtunem długim i grubym, opartych na wiosłach. Żydzi czatują u brzegu na gości wysiadających z obijaników okrytych poklatem i nie krytych, żydówki zapraszają do karczem poblizkich.
Za tło do tego obrazu błoto, woda, a daléj piaski i chmurne niebo, jakby Holandyi, i powietrze ciężkie a prawie solą przesiękłe, prawie słone. Życzyłbym któremu z naszych malarzy czującemu się na siłach, zamiast kopii nic nie znaczącéj flamandzkiéj karczemki, zrobić obraz tego miejsca tak oryginalnego — na wiosnę, gdy lody puściły, kry przeszły, handel ożył; kiedy się tłumy zbierają na brzegu, a tratwy i barki płyną witane i błogosławione przez właścicieli; kiedy cała brudna i zabłocona populacya Pińska stoi nad wodą i ożywa ruchem przemysłu i handlu. Do tego dodaćby potrzeba otwartą a wielce brudną karczmę, co najwięcéj różnych żydów, kowala w czarnym skórzanym fartuchu, stojącego i gawroniącego z obcęgami w ręku; dzieci i bachurów, kilka chudych psów i jednego Izraelitę w koczu, w sobolach, króla tego handlu i ruchu, poglądającego dumnie, z góry, na płynące nadzieje.
Byłby to obraz godny pędzla, gdyby go zbytnia jednostajność charakterów fizyognomii nie psuła monotonią. Bo cóż innego wyczytasz na tych twarzach nad chęć niepohamowaną zysku, nad łakomstwo, nad chciwość? Od starego żebraka, którego jedyna barka rozbiła się kiedyś z nadziejami razem i losem, któremu został tylko kij, torba, żal i wspomnienie, aż do dziecka bachura wyglądającego chwili, kiedy z pod szpektorskiego kułaka wyjdzie na świat i zacznie handlować, — wszystko oddycha zyskiem, pieniędzmi, solą, wódką, skórami, żytem i nadzieją przedaży korzystnéj.
Kramy w Pińsku są tak zasobne jak rzadko, galanteryjny sklep Nisiela, wiele ma i wielką rozmaitość towarów.
Dawnym zwyczajem wielu obywateli poblizkich ma tu swoje domy w Pińsku. Jeden z nich nawet p. Skirmunta murowany, dość piękny, a może nadto na Pińsk nawet, zdaje się jak elegant na wsi, wstydzić się swojéj zbyt pretensyonalnéj architektury,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.