przy innych domkach, które stoją bez ceremonii jak skrzyneczki na półkach. Prócz tego mają tu domy książęta Lubeccy i wielu innych.
Ach! — ależ tylko com nie zapomniał o największéj w Pińsku osobliwości, o której niezawodnie wspomną każdemu nowo przybyłemu. Jestto palladyum Pińska, osobliwość, starożytność, ciekawość, ciekawsza od najciekawszych ciekawości; od paryskiego ourang-outanga i słonia-fontanny, od lwów królewskiego ogrodu, od braci syamskich, od psa Munito, od Albinosa, od niedźwiedzi berneńskich — od wszystkiego, co jest i będzie ciekawém. Jestto stworzenie tu dość pospolite, ale tutejsze, oryginalne, właściwe, — wjun, wąż-ryba, mieszkaniec błot i rowów nadprypeckich, wjun, król wjunów, prapradziad wszystkich, sięgający czasów kiedy tu w gościnę morze Czarne przychodziło — wjun na łańcuchu, gdzieś, u jakiegoś mostu będący.
Jeżeli w prostocie ducha uwierzysz téj powieści, którą z największą seryo będzie ci Pińczuk opowiadał; z jakąż to radością, on, co się téj mistyfikacyi od prapradziadów nauczył, będzie z tobą brnął po całém mieście, chodził i krążył, niby zawsze szukając tego sławnego wjuna; z jakim nareszcie śmiechem, umęczywszy cię, powie — prima aprilis!
Każdego prawie, kto tylko był w Pińsku, musiano spróbować, czy się tym sposobem zwieść nie da, jest to starodawne, jak widać miejscowe podanie téj krainy wjunów. I wieluż to już prostodusznych dało się złapać na wędkę, gotując tryumf Pińczukom!
Wjun czyli piskorz w wielkiéj ilości znajduje się po błotach i rowach Pińszczyzny i Polesia. Pisze Rzączyński i potwierdzają naoczni świadkowie, że wysuszony używa się jak pochodnia do oświecania, w niektórych miejscach. Z tego powodu wspomniéć muszę, że na bezleśnym Wołyniu i Ukrainie chłopi używają do oświecania łodyg ziela dziewanny, które moczą jak konopie, suszą i odzierają z kory, a rdzeń zostawują i palą jak świéce. Koło Pińska także stolica żółwiów.
Chłopi tutejsi, szczerze mówiąc, nie mają wysokiéj reputacyi rozumu, oni swój Pińsk, jak Chińczycy Pekin, za środek świata przywykli uważać, przez pół roku utrudnione mając zalewem związki z resztą świata, w pół dziko żyją. Sławna jest anegdota.
— A s kul czełowik?
— Ja ne czełowik, ja pyńczuk.
I stąd zwykle zowią ich nie ludźmi, tylko Pińczukami. Ileż to tutaj jeszcze cywilizacya będzie miała do czynienia! Lecz jest nadzieja, że za magazynami i fortepianami wejdzie tu i coś pożądańszego, powszechniejsza oświata. Może przemysł otworzy do
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.