pokrywa, a prócz tego daje, ścięty w zimie po lodach, wyborny opał. Fura jego w Pińsku kosztuje do dwóch złotych.
Po obijaniku następuje barka, daleko od niego większa, mająca wyraźny nos i tył, niosąca od 3,000 do 5,000 pudów ciężaru. Obijanik najszerszy ledwie trzy łokcie w poprzek we środku trzyma, barka zaś i więcéj znacznie bierze wody i szerszą jest bardzo. Służy ona do przewozu garnków, beczek, zboża, a przy bajdakach do lichtunku i holowania to jest ulżenia im ciężaru tam, gdzie dla płycizny i odmiału (mielizny) iść nie mogą.
Bajdak największy ze wszystkich tutejszych ambarkacyj, niesie ładunku od 9,000 do 13,000 pudów i ma już trzy, a czasem cztery maszty. Takie bajdaki zwykle chodzą do Krzemieńczuka z wódką, zbożem, drwami, węglami, klepką, obręczami nawet, a wracają z solą. Żegluga tutejsza ma swoje właściwe wyrazy; mówi się: czółen pędzić, czółen staje, woda zowie się goła, gdy w niéj ryb niéma, przód czółna zowie się nosem. Ludzie płynący z drzewem towarném, z balami, belkami, klepką, wańczosami, zowią się flisami, na czółnach i choćby na płytach drzewa do opału, zowią się powoźnikami. Na barkach i bajdakach powoźnicy od miejsc, w których stoją, biorą jeszcze inne specyalne nazwiska. Język tutejszy jest mięszaniną polskiego i małoruskiego, niekiedy akcent wołyński się przebija.
Małe rzeczułki i odnogi, choć nie wszystkie, mają swe nazwiska. Od Sernik do Pińska płynąc Stubłem i Styrem przepływałem Medweży Berch, gdzie dawno niéma niedźwiedzi, Dubieniec, bez jednego dębu, Podmostnik, gdzie ani śladu mostu żadnego, z tych dopiéro wybrałem się na Prypeć, Strumień i Pinę.
Na ryby, których tu naturalnie mnóstwo, zastawują tak zwane tutaj: węcierze, żaki, nerety, sieżniki; ale ryby tutejsze, wedle znawców, błotem trącą.
Sól ma swoję osobną wagę zwaną wies, do rzeczy sypkich używają gdzieniegdzie miary czaszą zwanéj, 12 garncy trzymającéj, i będącéj 12-tą częścią beczki. Do płynnych i sypkich rzeczy jest tu aż trzy rodzaje garnców, ku pożytkowi żydów, — koronny, kazienny i komisyjny, na pierwszy żydzi kupują, a na ostatni często przedają, i tak prócz ceny wielki jeszcze zysk mają na mierze.
Pospolitą chorobą, równie jak na Pokuciu, jest w Pińszczyznie kołtun (plica polonica), który się téż trafia u Tatarów i w Węgrzech, a nawet w Belgium i ponad Renem, jeśli mamy wierzyć Bonfigliemu. Szukali w nim starzy medycy jakichś cząstek siarczanych, inni go uznali za prosty skutek nieochędóstwa, inni jeszcze początek kołtunu odnoszą do napadów tatarskich i zatru-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.