Na te wyrazy głośno wymówione, wszyscy się obracają, nawet książę wojewoda.
— Kto je wyrzekł?
— Panna młoda.
Ona zaplotła kosy, wdziała suknię żałobną, uzbroiła się w miecz znaleziony gdzieś w opuszczonych komnatach i pierwsza z zapaloném okiem bieży do działa stojącego z otwartą na dolinę paszczą.
Przed nią rozwija się cały ten straszny obóz tatarski, do jéj uszu dolatują głosy ich dzikie, widzi ich łuki napięte i szable błyszczące, i wozy i konie, i wśród téj zgrai wznoszący się namiot hana, który w blasku zachodzącego już słońca świeci się purpurą, rozpina się, siada i z księżycem na czole, grozić się zdaje krzyżom kościołów i cerkwi.
Na ten widok staje księżna Beata, patrzy długo i myśli, i zdaje się, jakby się pocichu modliła. Wszyscy milczą, tylko Bohdan żarłok nabija działo. Księżna celuje niém, wyrywa lont zapalony z ręku puszkarza, przykłada....
I wystrzał głośny rozbija się w powietrzu, huczy, grzmi, a kula świszcząc leci w dolinę. Za dymem nic nie widać — lecz wiatr zachodni rozpędza go. Księżna Beata klaska w dłonie.
— Niéma namiotu hana, księżyc złoty leży na ziemi, kula go obaliła!
Z obozu Tatarów wrzask okropny słyszéć się daje, widać, jak się kupią i gromadzą i jak ruszają z nową wściekłością ku zamkowi.
— Księżno! — odzywa się ktoś z tłumu — zabiłaś im hana, oni nas wszystkich w pień wytną!
Beata spojrzała w milczeniu z pogardą i kazała nabijać działo; a Tatarzy, którzy się tak byli rzucili ku zamkowi, zaczęli zaraz ściągać się, kupić, nareszcie obóz łamać, wozy zaprzęgać i śpiesznie daléj zagon popędzili.
A kiedy w oddaleniu przy księżycu widać już tylko było czerniejącą ich zgraję, księżna, otrząsając pył z sukni i ocierając czoło, zawołała do wojewody:
— Teraz czas do cerkwi!
— Idźmy! — powtórzyli wszyscy z zapałem.
Resztę wesela niech kto chce opisze, ja nie mogę.
Dubno, 1837, wrzesień.