Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

I rzekł on świąthy: Nie bóy sie, boć nie przybędzie, a gdyby przybył, ia cię obronię.
Y w tym pospali sie.
Aż oto stuk sie zrobił wielki y światło ocykaiąc sie uyrzeli przed sobą, a nad łożem stał mąż oney białeygłowy krzycząc a wywiiaiąc mieczem. On świąthy ze snu porwawszy sie, szukał, czymby sie bronił, aż napadł topor pod ręką i tym machaiąc na obie stronie, thak sie mężnie potykał, iż ciąwszy męża niewiasty trupem gi położył. Toż krzyk powstał niezmierny y kupce a ludzie oni nocleżanie sie zbiegli y sąsiady i sędziowie onego miasta y pochwycili gi y związali. A iemu iakoby nagle otworzyły sie oczy y uyrzał szkaradę swoich grzechów y przypomniał, iż za ieden, kthoren był przysiągł szathanowi, trzy wszytki, iakie żądał, popełnił. Y wielkim głosem iął płakać y narzekać, wołaiąc, aby go na śmierć wiedziono było. Y opowiedał swoię historyą wszytkim y o śmierć prosił, kthorzy ulitowawszy sie, wolno gi puścili. Z tąd że powrócił na puszczą y płacząc a narzekaiąc nad slepotą swą, Pana Boga miłościwego przebłagał.

1837.