Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

Drugi téjże miary obraz, odpowiadający zapewne pierwszemu, wyobraża spotkanie Jzna III z Leopoldem, pod Wiedniem. Któż nie wie o tém ceremonialném spotkaniu? Kto o niém nie czytał? Kto go nie rysował? lub w książce rysowanego nie widział? Przedmiot ten, tak niewdzięczny i oklepany, także podobno przyjąć musiał artysta, nie sam go obrał; lecz w niedostatku ruchu i życia, którego téj scenie niepodobna nadać było, ozdobił go malarz cudnie bogatą kompozycyą, pełną rozmaitości i po mistrzowsku ułożoną. Można powiedziéć, że oklepany ten przedmiot stał się nowym pod jego pędzlem. Żal nam, że malarz nie miał więcéj jeszcze współczesnych portretów towarzyszy króla Jana, lecz i tak główne twarze są historyczne, a niedostatek reszty artysta pełnemi charakteru fizyonomiami zapełnił. Oba orszaki cesarza i króla są pełne typów rodowych i zupełnie się różnią fizyonomią i wyrazem. W oddaleniu widać siniejący Wiedeń.
Podnosząc oczy z tego obrazu, ujrzałem na ścianie szkic, który wyobraża i przypomina Suchodolskiemu pracownię jego mistrza, Verneta. Wyobraża on ogromną izbę bez sufitu, nieporządną; w niéj kilku uczniów pracujących, w środku zaś Verneta, dziwacznie ubranego, z bębnem na szyi zawieszonym, na którego psy szczekają. Któżby się domyślił, że ten bęben stanowił ulubioną rozrywkę malarza! Tak jednak było.
Całe ściany malarni Suchodolskiego okryte są szkicami maleńkiemi, widokami okolic włoskich; gór, chmur, nieba chwytanego w kilku chwilach, póki się nie zmieniło, uderzającemi trafnością; różnemi prócz tego drobnemi urywki, które są jakby dziennikiem życia malarza i miłém wspomnieniem. Jest tam i osiołek, co jego żonę nosił po górach, i wieśniacy włoscy, i głowy koni, i drzewa, i domki, i — bo czegóż tam niéma!? Wyznam, że wielką miałem pokusę jednę z tych drobnostek unieść na pamiątkę. Tyle ich tam jest! może-by nie postrzeżono! Wszak tak jakiś amator jedynego Rafaela wyniósł z Wilanowa, po którym tylko smutne ramki zostały... Lecz nareszcie przemogła pokusę uczciwość i nic stąd nie wyniosłem, prócz bardzo miłego wspomnienia.
Wpatrując się w jedno z zasłonionych okien, znalazłem na niém szkic pełen ognia, wyobrażający Araba pędzącego na koniu, z głową zabitego nieprzyjaciela, bladą i skrwawioną. W tym rysunku był cały poemat i ze dwa romanse. A jednak, na ostatniéj wystawie, jak słyszałem, tłum nie pojął tego szkicu piękności, i niektórzy go jak grzech artyście wyrzucali. Wielcy znawcy zaiste!!
Przechodząc od szkicu do szkicu po ścianach, zatrzymując się