nie mają to być rolnicy. Z czasem kto wié; czy do tego nie przyjdzie. Osobliwsza ta osada zowie się Nową Jeruzalem i wystawia obraz rzadkiéj brzydkości.
Wśród lasu i błota, po grobli tak okropnéj, tak niegodziwéj, wjeżdża się na ulicę, po obu stronach domkami otoczoną. Tu chatki walące się i nędzne o jednéj izbie, o jedném oknie, tam domy porządne skończone, tam jeszcze pozaczynane, — a to wszystko ożywione samą tylko populacyą żydowską, wszelkiego stroju, rodzaju i wieku. Brudu i niechlujstwa królestwo. Nie wolno im tam szynku trzymać, co jednak nie zawadza wcale do szynkowania. Łąki swoje najmują chętnie, najęliby i pola, gdyby kto chciał je wziąć. Tam gdzie niegdyś był folwark właściciela i kaplica — zrobili sobie centralny dom i szkołę z kaplicy! Nie wiem, jakim jeszcze cudem krzyże się po drogach na ich terytoryum utrzymały. Cóż to za nędzę widziéć tam można! jaką obojętność na wszystko, co się zowie czystością, powierzchownością, ochędóstwem.
W mieście żyd się czyści dla oka podróżnych, tu, że ich niéma, bo Nowa Jeruzalem wśród lasu, bez traktu, rzadko widzi gości — błoci się i smoli w najlepsze. Porządek stawienia domów jest taki jak wszystko. Gdzie się komu podobało, tam siadł, niektórzy porobili sobie domy z szop i chlewów. Jaka jest przyszłość téj osady, nie śmiemy zgadywać, lecz, że dziś nie myślą tu o roli wcale, za to zaręczamy. Wszyscy tu zamieszkali prawie są rzemieślnicy i przekupnie.
Trudno mi po setny raz odzywać się przeciw żydom po wsiach, gdy tyle już o to bezskutecznie nalegano w imieniu dobra publicznego. Cóż na to odpowiadają właściciele? Zawsze jedno: — Ja zrobię, sąsiad nie zechce. Cóż ja pocznę sam jeden? — Ale na Boga, niechże zacznie ktokolwiek.
— Sam jeden nadtobym tracił.
Otóż szkopuł — chwilowa strata dla późniejszych korzyści! Niech-by możniejsi dali przykład. — Ale możniejsi są uboższemi jeszcze od ubogich — bo tyle mają niepotrzebnych potrzeb, do których przywykli!
Wróćmyż do dróg i karczem. Są tu i nieco porządniejsze na większych traktach, ale w najporządniejszéj z nich, jeżeli znajdziesz zimną i wilgotną izbę osobną, w któréj będziesz dzwonić zębami czytając encyklopedyą szybową — jest-to jeszcze wielkie szczęście! Na Polesiu izba osobna w gospodzie! gdyby i była, czyż jéj żyd nie zawali, nie zarzuci, nie zamieszka zaraz i nie ubrudzi?
Dziwna, że zawsze też same wymówki odbieramy od piszą-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.