i jeden po większéj części wątek z innemi słowiańskiemi — odmiany tylko do miejsc się stosują. Często w nich występują jakieś dziwne zwierzęta, którym za schronienie służyć mają lasy i błota poleskie. Różne rodzaje wężów grają w nich niepospolitą rolę, a ich własności są niezmiernie w tych bajkach pospólstwa przesadzone. Zimą, gdy węża w chacie znajdą, zabić go według nich się nie godzi, pod karą wielkiego nieszczęścia, a najwięcéj tylko można go wyrzucić. Jest to znak gościnności — gdyż poleszuk jest niezmiernie gościnny. Do tego stopnia posuwa on przesąd gościnności naprzykład:
Byłem świadkiem pożaru na wsi. Rozgniewany, przelękniony, błagałem i zmuszałem do ratunku, którego wszyscy chowając się odmawiali. Nie chcieli nawet dawać wiader i haków. Cóż to byto? — Oto nie chcieli się ogniowi sprzeciwiać, i przyjmowali go jak gościa, a to tak dalece, że baby powystawiały dzieże chlebne, na stołach okrytych obrusami przed chaty — i sól, same zaś z założonemi rękoma patrzały na ogień stojąc za stołem, jakby mu chciały pokazać, że go chlebem i solą przyjmują. Gdy jednak i to, i ratunek wymuszony z dzieci, niewiele pomagał, stara baba czarownica podjęła się zamknąć pożarowi dalszą drogę, rozebrawszy się do naga i zostawiwszy tylko spodnicę na sobie, z rozpuszczonemi włosami, wyszła mrucząc jakieś zaklęcia, i trzy razy pożar wkoło obiegła. Takim to środkom przypisywali ocalenie, winne przytomnemu ratunkowi naszemu. Chleb i sól, w ich oczach, przebłagał ogień, dowiódłszy mu gościnne przyjęcie.
Częste pożary w Polesiu z bardzo nieostrożnego obchodzenia się z ogniem pochodzą. Dość powiedziéć, że młócąc w swoich stodołach, nie lękają się zapalać o zmroku łuczywa i nie wypuszczają z ust fajki. A za najpierwszym słuchem o pomorku lub zarazie, przed każdą niemal chatą kurzysko się pali. Oswojeni z ogniem, wcale na to nie zważają.
Wielkie to dla wieśniaka nieszczęście, gdy przyjdzie pomorek na bydło, bo od niego zależy byt chłopa. Jednakże chłop nie dość się wywdzięcza bydlęciu; w wielu jeszcze miejscach utrzymał się dotąd barbarzyński zwyczaj popędzania wołów roboczych kijem zaostrzonym, zwanym osno. Jednakże poczciwe te stworzenia znają dobrze głos i sposób wołania, różny w różnych stronach. W Polesiu wołyńskiém kierują, wołając — wei, wei — lub pru, pru. Gdzieindziéj, jak w Litwie, sposób kierowania zależy od maści.
1839.