Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

mirowie jedna kobieta, którą kozak do ślubu prowadził, skoczyła w wodę i utopiła się biedna.
......Jechaliśmy potém z panem Antonim pod Łuck i Dubno, a że tysiące podróżnych przede mną miało przywiléj opisywać drobne zdarzenia swoich podróży i nudzić niemi czytelników, postanowiłem i ja sobie nadać tę samę wolność. Jajecznica pan Dumas w gospodzie szwajcarskiéj — warta pewno przygód mojéj podróży. Tyle jednak grzeczniejszy jestem od pana Dumas, iż pozwalam (co się i bez pozwolenia robi) przerzucać, czego się nie podoba czytać.
Do Międzyrzecza koreckiego nic nie widziałem godnego uwagi, las, pole, pole i las. Zmierzchało dobrze, gdyśmy tu przybyli. Zdaleka na prawo mijaliśmy rezydencyą dawnych panów otoczoną drzewami — przed nami było miasto niczém się nie odznaczające — prócz kościoła pijarów, którzy tu dawniéj sławne utrzymywali szkoły. Do nich należy kościół parafialny. Rzączyński tyle tylko wspomina to miejsce, iż na okopisku żydowskiém widział glinkę czerwoną.
Wjechaliśmy do wielkiéj karczmy murowanéj, z któréj okien widok się nam otworzył na pałac, rynek błotnisty i najwspanialszy gmach w miasteczku o dwóch obitych słupach i ganku, który się zowie balkonem. Kramy, żydzi, błoto — oto cały obraz z okna. W środku była jeszcze żydówka młoda i żydówka stara. Téj ostatniéj starałem się dawać rady skuteczne, aby gorąco upragnionego doczekała się potomstwa.
Niestety! odpowiedziała mi, że tylu uczonych rabinów nad tą kwestyą pracowało bezskutecznie, iż już zupełnie straciła nadzieję.
Zaczęło się chmurzyć, pan Antoni grzał się u kominka, czekając na herbatę i jaja — angielski nasz podwieczorek. Ja czytałem napisy na oknach. Wieleż to brudów i głupstw na szybach, wiele konceptów...
— Tu nocowałem — pisze jeden — w r. 183.... dnia.... miesiąca. Zaiste, ważna wiadomość dla potomności!
— Kochana Marynia! droga Marynia; 182.... dnia.... miesiąc.... Zapewne, żeby za kilka miesięcy policzyć mógł, jak długo była mu drogą i kochaną Marynią.
Daléj cyfry bez końca.
Niżéj: — Wiele wody upłynie, nim będę tak szczęśliwą... i kropki. To rozumiem. Ale na cóż zwierzać się swoich uczuć całemu światu i gdzież jeszcze? — w karczmie!
Połowy napisów czytać nie można, cóż dopiéro pisać! Najpocieszniejsze są te, którym towarzyszy polemika grubijańska. Słyszałem, że jeden właściciel huty na Wołyniu, zastawszy podobne napisy