Wjechaliśmy jednak, i weszli do żyda. Tu zastaliśmy zapach szabasu świeżuteńki, atomy łoju, pływające w powietrzu gęstem i ciepłém — a za stołem jakiegoś jegomości podróżnego w szaréj kapocie.
— Gdzież jest izba podróżna?
— Zajęta.
— Przez kogo?
— Przez pana sędziego S...
— Ja go trochę znam — rzekł pan Antoni. A może lepiéj, panie Józefie, żebyś się ty przebrał po kobiecemu, może przez uszanowanie dla płci pięknéj, cieplejszéj nam izby ustąpi, lub przynajmniéj nią się podzieli.
— Ale bez téj maskarady, musi nas przyjąć — odpowiedziałem — idę śmiało.
I wszedłem ze świécą. Pan sędzia spał snem sprawiedliwych sędziów, obrócony do ściany, spowinięty kołdrą, koło niego leżał tłomok, stała toaleta i et cetera podróżne. Ani się obudził nawet. My przez grzeczność poszliśmy do drugiéj izby ciemnéj. Tymczasem nastawiono samowarek na herbatę, a pan Antoni, posłyszawszy szelest w łóżku sędziowskiém, odchrząknął i zaczął od —
— Bardzo przepraszam, żeśmy sen przerwali.
— Ej to nic — odezwał się głos z pod kołdry — wiadomo karczma, wolno każdemu (aksyoma podróżne). I tu nastąpiły pytania. — Kto? skąd? jak? potém poufalsza rozmowa o drodze, o porze, o koniach i powozach. Pan sędzia widząc nas śmiałych i determinowanych do podzielenia z nim izby bądź co bądź, domyślił się dla posmarowania naszych stosunków, dać nam śmietanki, potém bułki. Te ofiary przyjęte zostały i nareszcie pokładliśmy się spać.
Ale nie na tém koniec naszych i sędziowskich trybulacyj.
Rano nie było jeszcze naszéj bryki, ani człowieka, który się został, żeby ją za nami przeprowadzić. Rada ogólna i postanowienie z niéj wypadło, posłać po nią a samym czekać. Widząc nas w takim kłopocie, a bojąc się, żebyśmy po śmietance i bułce czego więcéj od niego nie zażądali, sędzia rozumnie wybiérać się zaczął bardzo rano. Służący już wyniósłszy jego tłomok, niósł jeszcze jego szkatułkę.
Wtém właśnie pan Antoni obudził się i biorąc ją za swoję, odezwał się:
— Gdzież to niesiesz?
— Do bryki.
— Po co?
— Po co? To moja — rzekł sędzia struchlały.
— A to bardzo przepraszam — rzekł pan Antoni.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.