Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.
23.  Wiściarze.


Ongi za czasów Zygmunta III, który lubił grawać w karty, w prymirę i flusa, tak się ta zabawka i marnotrawstwo czasu wydawało wszystkim zdrożném, że sławny kaznodzieja ks. Piotr Skarga, dowiedziawszy się o kartach u króla od jego komorników i dworzan, ważył się z ambony przymawiać Zygmuntowi o karty. Dziś gdy stopniami ta nieszlachetna zabawa próżniaków zeszła aż do klas niższych, wszyscy się już tak z nią oswoili, że nikomu się nawet dziwném nie wydaje to ciągłe siedzenie nad malowanemi kartami papiéru dzień i noc; przyjmujem to jakby konieczność dzisiejszego stanu naszego, jakby warunek życia sine qua non.
Zaiste smutny to symptomat, kiedy nikogo nawet nie zadziwia tak dziwaczne, tak śmieszne zatrudnienie, zajmujące, nie już chwil kilka, lecz wielu ludzi — całe życie. Bez przesady bowiem można powiedziéć, że same gry dozwolone, towarzyskie, tak zwane komersyjne, niektórych ludzi stały się celem żywota, i jedyném wyłączném zatrudnieniem. To okazuje wymownie stan moralny towarzystwa, w którém są ludzie całkiem niezajęci, i z tak próżnemi głowy, że do niczego są niezdatni, prócz partnerstwa w wiście, a to jeszcze w takiéj liczbie!
Widzisz tego starego siwiejącego jegomości, idącego o kiju przez Krakowskie ku Nowemu-Światu? Zgadnij, dokąd ciągnie? — na partyą wista. Rzuca oczyma, wącha, patrzy, szpieguje, czyliby nie mógł gdzie partyi złożyć, wchodzi do domów, próbuje; a jeśli mu się nie uda złożyć wista, ucieka daléj, gdyż on bez wista jest-to zegar bez wahadła, nie żyje. Jego życie jest za stołem zielonym, z kartami w ręku. Widzisz go, jak, póki zielonego stolika nie rozłożą, wacha się, nie wié, co ma z sobą począć, nie wié co mówić, nie śmie chodzić, siada, wstaje, konwulsyjnie na zegar spogląda, ręce zaciéra, rękawy zatacza, skrobie się w głowę, chrząka, idzie do stolika, próbuje szczoteczek i krédki, brząka markami w kieszeni, rzekłbyś, że go coś w środku gryzie