Cóż to jest za namiętność osobliwsza? Jest-li to chęć zysku? nie! bo grają czasem po półzłotka, czasem taniéj nawet. Cóż to jest? zatrudnienie próżniaków, którzy do lepszego jak do przewracania kart niezdatni, całe życie spędziwszy bez myśli, nic zasposobiwszy się na starość, nie umiejąc myśléć, pracować, czytać, zająć się czém użyteczném, muszą potém wpaść w nałóg gry, w chroniczną chorobę wista, żeby się wyrwać nudom otaczającym dokoła. Wist, jak niedawno cholera, jest u nas w powietrzu. Idź, dokąd chcesz, w małym domku czy w pałacu, piérwsza rzecz, z którą cię gospodarz spotka, to te pięć kart, które ci tka pod nos z zapytaniem: — wszakże będziesz grał?...
Jeśli nie grasz, pocóżeś przyszedł? Jeśli nie grasz, jesteś nieużyteczną figurą i gotowi cię posadzić za dziadka, lub użyć twéj czupryny za szczoteczkę, bylebyś się na co przydał do wista. Spojrzawszy na to zapamiętałe wistowanie młodych i starych, strach przejmuje. Co ci ludzie sobie myślą, że ich Bóg stworzył do mizerów i szlemów? straszna rzecz! I toż to jest życie, grać od rana do wieczora i śnić nawet o renonsach?
Nie, że już w mieście, gdzie zawsze stek próżniaków, i gdziebym już z większém pobłażaniem widział wiściarzy, ale ta choroba panuje na wsi jeszcze zaraźliwiéj i okropniéj. Są całe domy, gdzie familia nic nie robi tylko gra wista od rana do wieczora: ojciec, synowie, matka, córki dla wprawy z sobą grają wista. Znajdziesz tam zawsze gotową partyę; choćby tatulo miał najmłodszego syna oderwać od książki, uczyni to dla wista, bo czegóż nie uczyni dla tak ważnéj przyczyny!
Powiadają: — Ale czém-że bawić kompanią? Przyjadą do mnie ludzie, z któremi niéma co mówić, trzebaby ziewać, cedzą po słówku gawędę o pogodzie. A tak sadzę ich do wista i wszystko skończone.
Zapewne jest to ratunek z temi, z któremi niéma o czém mówić, ale za cóż wszystkich kuć w te kajdany? Sprobujcież wprzód gości, a zamiast kupować karty, kupcie i połóżcie na stole książki, rysunki, może się téż z nich rozmowa zawiąże, może téż wywiedziesz z twych gości znak czucia i myśli.
I pomyślcie, moi państwo, nad tém, co wy robicie. Gdyby kto z wysoka spojrzał we wnętrza waszych domów, coby pomyślał widząc was cały dzień z wytężoną uwagą przewracających malowane kartki? Coby pomyślał? — że się chyba modlicie tym sposobem.
Ma się za rozumnego, kto gra w wista dobrze, kombinacye téj gry uchodzą za wprawujące w myślenie. Bajka to, one tylko ogłupiają, i do wszelkiego innego zatrudnienia niezdatnemi nałogowych wiściarzy czynią. Cóżby to był za głupiec, który całe życie przewracając pięćdziesiąt i dwie kartki papiéru, nie nauczyłby się z nie-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.