Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

żną. Wszystko mu szkodzi! a najbardziéj jednak, gdy w towarzystwie nie dość uważają na niego, nie dość go szanują, nie dość go słuchają i cenią. Wówczas to dopiéro z wystrzałami swego cynizmu z uwielbieniem stanu natury, z maksymami o szczęściu bydląt, wyjeżdża tryumfalnie. Znajdzie słuchaczy, a krzycząc coraz głośniéj, wśrubuje sie nawet w uszy niechętnym i obojętnym a grzecznym. Kobiety boją się go jak ognia, muszą mu się nawet uśmiechać. Biedne istoty, które on tak nizko ceni, tak po sułtańsku traktuje!
Nie chce on, nie umié, i z umysłu nie jest dla nikogo grzecznym, zdaje mu się, że filozofia jego na tém zależy, żeby na nikogo nie uważać, przed nikim się nie uchylić, nikomu pobłażania nie okazać. Jest-to rodzaj zuchwalstwa, taki, że w oczy gotów nasz filozof prawić najsroższe rzeczy przytomnym, pewien, że jego filozoficzna sława, jego wielkość, postrach, jaki wraża jego język niewstrzymany, zasłonią go od odpowiedzialności — przytém wié, że stary i że starość ma swoje przywileje bezkarności.
Jednę to dopiéro stronę filozofa pokazaliśmy, z téj strony widzim tylko skoncentrowany egoizm, działaczem jedynym. Pobłażanie ludzi otaczających rozwija w nim naturalną skłonność ku gderaniu i poniewieraniu wszystkiém; stracone życie, zawiedzione nadzieje, utopione żądze wywyższenia się wzbudzają ten zapał Don-Kiszoteryi przeciw wszystkiemu, walki z całym światem lepszym, piękniejszym, szczęśliwszym, niż on się czuje.
Takim się on między ludźmi okazuje, lecz w bliższych stosunkach, w inny sposób rozwija się jego filozofia, a raczéj egoizm monstrualny. W domu, jest on czystém dziecięciem natury, jakiém-by go miéć chcieli najzapaleńsi naturofile XVIII w., to jest bydlęciem i nic więcéj. Nie myśli nigdy o swéj duszy, o czémś wyższém, lepszém, wznioślejszem, nic go nie zajmuje prócz ciała, brzucha i nasycenia zmysłowych chuci. Jest-to tyran najsroższy w domu, wszystko tam jemu tylko służy, żona i dzieci (jeśli ich ma), słudzy, krewni, goście. O zwyczajnéj godzinie musi być podaném jadło, napój, musi być wygrzane łóżko, wylecona kąpiel, nałożona fajka — okropne burze, gdy mu co chybi. Sługa chory! co mu do tego. Noc, słota, boleść, nic u niego nie wymawia najlżejszych uchybień w usłudze koło jego osoby. Czci on siebie tak wysoko, że niéma bezprawia, któreby kładł w równi z obrazą swego żołądka i swoich wygódek zakompromitowaniem.
Takiego to dziwaka, egoistę zowią jednak filozofem i boją się go i służą mu nawet obcy. A jednak bydlę to tylko z twarzą ludzką, i gdybym klasyfikował ludzi, położyłbym go najbliżéj stanu natury, któren wielbi przy samym barłogu wiernego ucznia natury — wieprza. Jednakże nasz wściekły egoista nie jest całkiem głupi, nie, —