miejskiéj lub innego urzędu pod pieczęcią; miewali téż przepisaną drogę na papierku, o którą się troskliwie wszędy rozpytywali. Ci ubierali się w czyściejsze płaszcze, opończe, mieli tłumoczki skórzane na plecach, paciorki u pasa, kapelusze ze sznurkami, czaszę miedzianą do czerpania wody wiszącą od boku, maczugę w ręku. Chodzili najczęściéj parami, długo wprzód wędrując po kraju, około Krakowa, Częstochowéj, Nowéj Kalwaryi, nim się puścili do Rzymu. Księża zalecali ich z ambon litości zgromadzonych. Siadywali w kruchtach kościelnych, modląc się, przedając pisane suplikacye, które rozdawali wchodzącym i wychodzącym z kościoła, śpiewając głośno pieśni nabożne. Zaraz powiemy o miejscach najbardziéj uczęszczanych w Polsce przez dziadów pielgrzymujących po kraju tylko.
Ci chodzili najczęściéj z puszką, karboną, kwestując dla kościołów, na organy, na dachy, i t. p. Nosili puszkę zawieszoną na szyi i stawali po plebaniach wypraszając sobie, żeby ich z ambon zalecano.
Inni jeszcze byli kalecy z profesyi, udawający kalectwo, lub istotnie chromi, głusi, niemi. Ci, którzy udawali Bożą kaźń, starali się najwięcéj rzucać w czasie nabożeństwa w kościele, na smętarzu, aby oczy zwrócić, litość wzbudzić, okrwawiwszy się.
Inni odkrywali rany żebrząc, inni jeszcze udawali szalonych, wyjąc, krzycząc, bełkocząc. Niektórzy nawet po wsiach, odosobnionych miejscach upatrzywszy porę, gdy w chacie samego i parobków nie było, przywiązawszy sobie ogon wilczy, wyjąc jak wilcy, chodzili udając wilkołaków. Postrzegłszy ich gospodyni zapierała nieboga drzwi i okna z wielkim przestrachem, podawała im gomółkę przez okno z daleka, ale wilkołak nie chciał chleba, i wyjąc groził, że pójdzie na pole do bydła, aż wytargował co lepszego u przelękłéj. Czasem zastawszy samę, wkradał się do izby, zżymając się, oczyma łupiąc, mrucząc coś pod nosem, rzucając szczyptami czegoś w garnki; aż dzieci poprzestraszał i wyłudził strachem dobrą jałmużnę, z którą śmiejąc się odchodził.
Byli spokojniejsi, co woleli siedzieć nad drogami. Na to wybierali oni pospolicie miejsca u źródeł, mianych za cudowne, u figur Bożéj-Męki, na ludnych gościńcach. Tu modlili się, jęczeli, podawali wodę, pokazywali drogę nieznającym jéj dobrze. Czasem w głuchym lesie, u starego krzyża nad strumieniem, spotkałeś budę, z któréj na szelest przechodnia ukazywał się siwy starzec i podpierając się koszturem rękę wyciągał.
Niektórzy stale się trzymali kościołów, zostawając dzwonnikami, posługaczami, a na wsi przyległéj lekarzami bydła i ludzi.
Baby strój był taki jak dziada prawie — łachmany, paciorki, łoktusza (odarta odzież), ale baba nosiła zawsze garnek u pasa, w któ-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/192
Ta strona została uwierzytelniona.