nia poduszki, które słudzy za paniami do kościoła dźwigali, pytał żartobliwie:
— Czy one tam spać będą?
Zaiste piękna nauka z ust błazna!
Często bardzo po ulicach Krakowa widziano go w dziwnym stroju szachowanym, z czapką uszatą i pałką w ręku. Chłopcy uliczni biegli za nim krzycząc, skubali go i wyśmiewali. Raz nawet całkiem go z opończy obdarli. Za powrotem do zamku, król śmiał się z niego, że się dał obedrzéć ulicznikom.
— Ciebie, krolu, — odpowiedział — gorzéj drą; wydarto ci Smoleńsk, a milczysz.[1]
Niepodobna odmówić tym wszystkim ucinkom wielkiego dowcipu i trafności. Nie tyle były zabawne, jak prawdziwie znajomością ludzi i świata podyktowane. Wiedział Stańczyk, gdzie uderzyć, żeby najboleśniéj raz jego skutkował. To téż za Zygmunta Augusta stracił łaskę. Król był drażliwszy, prawda mu nie smakowała, a w prywatném jego życiu było mnóstwo zdarzeń, mogących podać żartobliwemu starcowi niejeden bolesny ucinek na usta.
Wiadomo, jak August lubił uczonych, księgi sprowadzał wielkim kosztem i tym sposobem złożył zbiór klasycznych autorów starożytności, który naówczas nie miał sobie równego. Chcąc zaś od razu za znaczną sumę ksiąg z zagranicy dostać, polecił ich kupno franciszkanowi, królowéj matki spowiednikowi, Lismaninowi, którego wysłał z pieniędzmi.
Uważał to Stańczyk i śmiał się w duchu.
— Powiedz téż mi Stańczyk, — zapytał go raz August, — wieleś ty już głupców sobie równych znalazł?
— Codzień ich spisuję, — odpowiedział — i już Augusta zapisałem.
— A to za co?
— Za to, żeś Lismaninowi dał tyle pieniędzy i wyprawił go z niemi za granicę.
— A! a! poczekajże jeszcze: Lismanin powróci.
— Jak powróci, to ciebie zmażę, a jego zapiszę.
Zgadł Stańczyk na ten raz znowu, gdyż Lismanin zagarnąwszy pieniądze, więcéj się z książkami nie pokazał i osiadł w Szwajcaryi.
Drugi raz gdy król śpieszył na wojnę (nie wiem kiedy to być mogło, gdyż August do niczego, tém bardziéj do wojny się nie kwapił) pozwolił sobie trefniś powiedziéć mu:
- ↑ Bielski, Kronika, Księga V.