Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.
27.  Wieczór w Czarnym-Lesie.


Było to w maju, w najpiękniejszą porę roku; — słońce już się zniżało powolnie na zachód, słowiki śpiewać zaczynały, kwitnące czeremchy woń rozsyłały dokoła; lubo i wesoło było w Czarnym-Lesie. Któż z was nie wié, że w téj wieczornéj godzinie, świat może jest jeszcze piękniejszy, niż w mglistym poranku? To światło złote, padające tu i owdzie, za którém ciągną się od przedmiotów cienie malownicze, to niebo różnobarwne, rumieniące się, wyzłacane, co chwila zmieniające się, ileż to wdzięku dodaje widokom! Kochanowski, jak każdy poeta, kochając przyrodzenie, właśnie w téj chwili wyszedł był na próg domu, aby się nacieszyć pięknym wieczorem wiosennym.
Zamknął za sobą drzwi izby i dzieciom, które za nim biegały, kazał pozostać; sam ruszył z ganku ku staréj lipie, stojącéj wpośrodku dziedzińca. Pod nią widać było prostą ławkę i stół dębowy — zwykle tam siadywał poeta, gdy myśli swoje zebrać chciał swobodnie i oddać karcie papieru, która je nieść miała przyszłości. I teraz szedł w tym celu zamyślony, ale oglądał się na dom nałogowo, niespokojnie i mówił do siebie:
— Dzięki Bogu! wolny jestem od natrętów i popracuję chwilę spokojnie; właśuie pora po temu, miły wieczór! Lecz przed ludźmi ani pracować, ani myśleć, ani się nawet pięknym Bożym światem nacieszyć nie można. Ledwieś siadł, ledwieś wziął pióro, jużci skrzypią wrota, otwierają się, jużci kołata gość do izby. Idź k’ niemu w imię staropolskiéj gościnności, sadź go do kufla, a pij z nim i trwoń drogie godziny życia. Przyjedzie wartogłów jaki, zaszumi, zakręci się, jak owa kukła w jasełkach, weźmie ci w kalétę twoich kilka godzin i poleciał daléj. Żebyż to ich przyjmować tylko kosztem piwnicy i śpiżarni, marna-by to była strata; ale kosztem czasu! kosztem czasu! kosztem życia!
Tak mówiąc, doszedł poeta pod lipę, usiadł pod nią, położył księgę, papier i pióra przed sobą na stole, i obejrzał się.