polewanéj kurzyła się kasza ze słoniną, w drugiéj kluski z serem; była pieczeń jedna i druga, a do niéj ogórki kwaszone. Stały dzbany z piwem i miodem, flasze z winem. Jęli sobie zaraz podochacać goście, przepijając jeden do drugiego pełnemi. Jeden tylko doktór Montanus uciekł zaraz, gdy pierwszego kufla dotknięto; wyprosiwszy sobie łóżko w kąciku komory, spać się położył. Nasi tymczasem pili żwawo; gdyż Bartosz i Mikosza zachęcali wszelkiemi sposoby, wnosząc różne przezdrowie. Pan Wojski téż, jak na gospodarza przystało, ujrzawszy ochotę gości, zachęcał, aby pili. Gdy już tuman otoczył biesiadników, gdy w głowach ich zaszmerało, zakurzyło się z czupryny, zaczęło palić w piersiach i bić myślami do góry, trzeba było widziéć wówczas ich wszystkich i słyszéć rozmowę.
— Hej! panowie bracia — krzyknął Wojtek — poszły panie od stołu, zaśpiewajcie pieśń jaką waszę, panie gospodarzu nasz miły, o dzbanie, powitamy go, i podziękujem, że nas rozweselił.
„Dzbanie mój pisany“...
— Dajcie pokój pieśni, bo wam w gardle chrypie, jak wóz nienasmarowany — odpowiedział pan wojski — powiedzcie lepiéj co wesołego, bo nie każdy rad pieśni słucha; a i kobiety nasze śpią blizko, nie przystało je pieśnią budzić.
— O! wiem ci ja, wiem ciekawości — rzekł Wojtaszek, nie dając się prosić do powtarzania gadek, co je lubił sam bardzo.
— Gadajcież, gadajcie — przerwał Mikosza — rad słucham, kiedy piję, byleby mi samemu odpowiadać nie trzeba było, bo w gębie zasycha prędko.
— Znacie braci Winiarskich w Podgórzu?
— Ja ich znam, bom tam gościł niemało — rzekł Bartosz — lat temu kilka. Dobry człowiek młodszy, zwą go Aniołem.
— A przecz go tak zwą? — spytał z cicha Mikosza, susząc kufel.
— Pani matka to pono tak go w dzieciństwie nazwala, aż mu się to, co nierzadko, i na późniejsze lata zostało. Był bowiem piękny, jak owi aniołowie malowani. Nie wiecie jeszcze, jak się zwie brat starszy — rzekł Wojtek — a to wam powiem. Odumarli ich rodzice, zostawując im wieś Gorzejowo; owoż bracia poczęli pozywać się o nią, bo był starszy służył wojskowo i po cudzych dworach, Anioł wioskę posiadł i dzierżał, i puszczać go do niéj nie chciał. Nadjechał starszy i do prawa z nim o wieś poszedł, rzekłszy: „Poczekaj, panie aniele, ujrzysz, że cię dyabeł z Gorzejowa wyżenie“, i jak rzekł, tak uczynił, bo na nim prawo przewiódł, a odtąd go wszyscy dyabłem zwą, i kto wié, czy to nie zejdzie na potomki.
Rozśmieli się tam i sam biesiadnicy, a jeden przerwał:
— Nic to zwać się Dyabłem, wolałbym zasię, niż Kiszką.