poświęcić wyłącznie literaturze, będzie niezawodnie chodził bez butów, jeśli nie ma innych utrzymania materyalnego życia źródeł. U nas dotąd literatura, jak owe bogi Wschodu, i jak bogi dawne Litwy, najulubieńszym swym synom, w dowód nieograniczonéj łaski, zsyła bole i cierpienia. Czemu tak jest u nas, gdy gdzieindziéj inaczéj? — Nie będę w to wchodził, nie mogę, nie chcę obwiniać nikogo.
Otóż, szanowny Panie (wykrztuśmy i to nareszcie), nie będąc nie tylko bogatym, ale nawet dostatnim, oddawszy się literaturze, muszę jeszcze myśléć, choć nie chcę, choć to prawie niepodobna, o gospodarstwie, o stodole, o owcach, o interesach, podatkach, potrzebach i o jutrze. — Wystaw więc sobie Pan, co to się w téj nieszczęśliwéj głowie dzieje, gdy z jednéj strony biją w nią myśli z pięknego świata, z drugiéj kłopotliwe przypomnienie jutra, przyszłości, starości. — Człowiek porywa pióro i rzuca, siada pisać i wstaje, chciałby tworzyć a nie może, gdy się wreszcie zdecydował, machnął i odpędził natrętne czarne myśli, usiadł i począł; — w tém wpadł ktoś, wszedł z potrzebném zawsze przypomnieniem o stodole, owcach, gorzelni — i wszystko popsuł. Pytam się, nie trzebaż to świętéj cierpliwości, aby znowu potém usiąść i pisać? A ileż to razy, myśl zerwana w połowie, spłoszona poleci, gdzie jéj nikt nie dogoni!
Dodajmy teraz nieodłączne od wiejskiego życia interesa. Daj Boże miéć je z uczciwemi ludźmi, naówczas kończą się łatwo, prędko, i czasu nie zabiorą; wpadnij-że na mataczy, na biednych, co w pocie czoła cudzego grosza szukają! — znowu miesiące, tygodnie, dni, godziny przepadły; napróżno wówczas stuka do twego serca uczucie, myśl, przypomnienie, próżno przychodzi zapał — gdy niéma spokojności, gdy się lękasz nie o siebie, ale o swoich, o żonę, o dzieci, o te przeklęta jutra — jakże tu pracować, jak pisać?
Potém wytarganemu gospospodarstwem i interesami, fizycznie i moralnie osłabionemu, połamanemu na ciele i umyśle, jak siąść do pracy, jak tworzyć, gdy długo oddychać trzeba, nim się uspokoi gorączka przywieziona z podróży i poplątane myśli osiądą. O! Panie, męczeństwo takie życie, istne męczeństwo!
Ale nareszcie otrząsłeś się z gospodarstwa, zdałeś je na złodziejów, spodziewając się że przynajmniéj niewiele ci ukradną, i pokończyłeś interesa zapłaciwszy dla spokojnojności dwa razy jedno, wróciłeś do domu, odpocząłeś, uśmiechnęła się żona, przywitało cię dziecko, rozruszały cię książki nowe, któreś czytał — siadasz do pracy, roją się myśli, układasz plany, różowo widzisz ten utwór przyszły, który dokonany wyda ci się pewnie popielaty tylko — znowu jesteś w swoim żywiole.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.