tuż nad nim w loży sama jedna siedziała niedawno widziana kobieta.
Poznałby ją wśród tysiąca! chociaż nowy strój odmienił ją wielce. Ubrana była z całą wytwornością kobiety, co chce oczy zwrócić na siebie, co trochę dumna ze swéj piękności; strój jéj świecił zbyteczną może ilością błyskotek, ozdóbek, ale one nie raziły, bo były dobrane do siebie i z sobą się godziły. Adamowi wydała się piękniejszą jeszcze, idealniejszą, jemu, co tak rzadko widywał kobiety wyższego świata. Spojrzał na nią i zarumienił się zdumiony, uradowany — ona patrzała także, widocznie go poznała. Podniósł kilkakroć głowę i zawsze spotkał jéj oczy, co niby przypadkiem, przebiegając salę, na nim się chwilkę zastanowiły.
— Kto to taki? nie wiesz ty, kto to taki? — spytał ściskając mnie za rękę i wskazując na lożę.
— Co ci się stało! — zawołałem — ty w teatrze! o zgrozo!
Adam się zmarszczył i powtórzył nie tłómacząc się i nie odpowiadając:
— Ko to taki? znasz ją?
— Kogo?
— Tę kobietę.
— Ależ nie jedna tu kobieta — zawołałem śmiejąc się.
On brwi zmarszczył niecierpliwie, jakby się bał, żeby mu nie uciekła, nim się dowié, kto jest.
— Ot ta — i wskazał oczyma ściskając mnie coraz mocniéj za rękę.
— Ta! To pani sowietnikowa, Paulina.
— Sowietnikowa! — rzekł Adam wpatrując się we mnie, i dodał — a wiesz ty, gdzie ona mieszka?
Zacząłem się śmiać.
— Adamie, oszalałeś czy co?
On się niecierpliwił.
— Zakochałeś się w niéj? jakże dawno?
— Dzisiaj ją pierwszy raz widziałem, — odpowiedział miarkując się i niby sam z siebie śmiejąc, a śmiech ten był tak przymuszony, że aż mi się przykro zrobiło.
— Mieszka niedaleko ratusza — w domu...
Adam zaledwie to usłyszał, odskoczył i stanął znowu na miejscu, z którego najlepiéj mu było patrzéć w lożę Pauliny. I nie sam jeden rzucał w nią wzrok ognisty, z parteru pełno wejrzeń do téj loży leciało, a żadnego nie odpychano, na niektóre odpowiadano pół uśmiechem, na inne skinieniem głowy, na inne jeszcze zimnym wzrokiem, co to mówi: — Ja cię nie znam.
Uważałem, że oczy kobiety częściéj się zwracały na Adama,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/247
Ta strona została uwierzytelniona.