Od dawna przywykliśmy krzyczéć na żydów, kto wié, jednakże, czy gdybyśmy się nagle ich pozbyli, nie znaleźlibyśmy się w stanie człowieka, co długo chorując, uwolniony od choroby, czuje, że mu czegoś, do czego jak do życia przywykł, braknie. Prawda, że żydzi zaprzątnieni handlem, odbierają nam zyski jego, lecz cóż przeszkadza współzawodnictwu, zwłaszcza w wielkim handlu zbożowym? Gdybyśmy mieli dość przemyślności, wytrwałości nadewszystko i zamiłowania w pracy, moglibyśmy wyśmienicie wieść téż same handle co żydzi; a mając pojedyńczo daleko większe kapitały, zjednoczywszy je (jak i oni czynią), moglibyśmy zabić handel żydowski. Ale wyznajmy szczerze, nie potrafilibyśmy sobie dać rady. Widziano próby, cóż z nich wynikło? Oto że wkrótce wiodący handel poczynali mniéj jeszcze być słowni od żydów, a mnożąc koszta na siebie, podręcznych, na życie wystawniejsze, potrzebując tém samém większych zysków — albo upadać musieli, albo mniéj dogodne dla producentów ofiarować warunki. Dodajmy, że z żydem każdy z nas traktuje bez wszelkich ceremonij, patrząc pewności swojéj nadewszystko, a z panem bratem, zmuszony do zaufania, często go żałowałby potém. U naszych handlarzy rozbijał się wszelki dłuższy handel o podręcznych. Żydzi używają do tego ubogich, którzy ich ufność bardzo rzadko zawodzą. Nasza zaś klasa mogąca być użytą ku temu, żadnéj rękojmi w charakterze i sumienności nie daje, a nieopatrzna i niedbała o jutro, nawet własnym interesem nie daje się pohamować. Kapitaliści, zbyt wysoko stoją w swojém przekonaniu, aby się sami zajmować mieli szczegółami handlu, podręczni zaś, których używają, jak-eśmy wyżéj rzekli, najczęściéj są niesumienni.
Smutna, bolesna, ale czysta prawda.
To téż handle, u nas przedsiębrane, nigdy długo w ręku kapitalistów utrzymać się nie mogą, przedsiębierstwo po dwóch, trzech latach upada z uszczerbkiem na kapitale często, a przynajmniéj bez wielkich zysków. Daj Boże jeszcze, aby niewierny podręczny sprzedawszy w Gdańsku lub Królewcu pszenicę, belki, siemię i t. p. nie