wszelki koszer nie bez zachodu i pewnych obrzędów otrzymywane, drożéj się daleko płacą niż pospolite.
Przybliżyli się do stołu. August poznał między żydami znajomego sobie kupca i pozdrowił go.
Stary żyd oddał ukłon od niechcenia i jadł daléj. Nigdy żyd nie ma tyle powagi, jak przy jedzeniu. Czuje on, co czyni, a że spożywa miły grosz, dumny jest tą abnegacyą, tą rozrzutnością swoją. Im kosztowniejszą jé strawę, tém więcej się nadyma i marszczy. I wistocie jest czego! Jeśli nie wierzycie, przypatrzcie się kiedy żydom siedzącym za stołem.
Gdy zjedli, usta otarli, miseczki pozabierano, obrus ściągnięto i pomodlili się żydzi, kupiec wyszedł z za stołu, przystąpił do Augusta włożywszy ręce za pas.
Poczęła się rozmowa; przeszli do alkierza, a choć Stanisław dobrze ucha nadstawiał, nie mógł jednak pojąć, jakim dziwnym sposobem wuj nakłonił żyda do opowiedzenia im swojéj historyi. Przechodziło to wszelkie oczekiwanie Stasia, który z największą ciekawością zasiadł słuchać powieści. Długo się żyd zbiérał, drapał, drożył, ale nareszcie, dobity szklanką mocnéj herbaty z rumem, która zupełnie grała tu rolę herbaty, ofiarowanéj przez Pana Niebieskiego Państwa, przy uroczystém posłuchaniu posłów; herbaty, za którą trzeba trzy razy klękać i dziewięćkroć bić czołem, — stary żyd począł jąkając się i oglądając niespokojnie:
— Co ja jasnemu panu ciekawego powiém? — odezwał się żyd po chwilce. — Jak ja się rodził? tak jak wszyscy się rodzą. Nu, a trzeba wiedziéć, ja się rodził w téj wsi co i Sawka, o którym pan wspomniał, mój ojciec był arendarzem Grafa, i ojciec mego ojca i naszego ojca i nasze dziadowie, bo ta karczma, to była w naszéj familii od dwóchset lat. I kiedy my raz popstrzykali się z tym P. Rządcą nowym, a on chciał nas wyrzucić, jak mówił, z bebechami, to my jemu powiedzieli:
— My tu byli, jak Waspana nie było, i będziemy, jak Waspana nie będzie. A tak się stało — bo P. Rządca wyjechał sobie prędko, jak my P. Grafowi wszystko opowiedzieli, co ón tu wyrabiał, a my zostali, i teraz jeszcze mój wnuk trzyma karczmę i młyn u Jasnéj panienki, która poszła za grafa Z....
— Moja matka jaka była kobiéta rozumna — mówił daléj żyd — osobliwość. Bywało, kto zajedzie do nas, to się z nią nagadać nie może. Ona wszystkich tak znała, a ją tak wszyscy szanowali! A kiedy gdzie pojedzie za handlem, po dworach, bo my zawsze handlowali wielkiemi partyami, to ją tak przyjmują, tak witają, i nazywali ją zawsze pani Lejbowa i herbatą częstowali. Mój ojciec to był uczony żyd, ón tak był nauczny, że lepiéj wszystko wiedział od
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/256
Ta strona została uwierzytelniona.