nic nie zrobię, poszedłem razem do dworu. — Weszli my do samego pana, ale nas do niego nie dopuścili i odesłali do komisarza, bo pan miał gości, komisarz także miał gości, odesłano do ekonoma, ekonom był pijany, kazał nam iść do gumiennego. Z nim my łatwo doszli sprawy, ón poszedł powiedziéć, że skóry bardzo popsute i pogniłe, ja jemu dałem za to rubla i kupiłem za pół ceny. Prawda, trzeba było jeszcze ekonomowi także dać i arendarzowi; ale ja za to dostałem skórek furę, kupionych, jak-em się nie spodziewał. A że pieniędzy nie miałem tylko dziesięć całkowych, umówiłem się, żeby skóry dostawili zaraz do miastaczka, gdzie resztę miałem dopłacić.
Nuż ja na biédę i do miasteczka, w targ z żydkami o skóry. Jak skóry nadjechały, oni mnie zapłacili i zyskałem więcéj niż grosz na grosz.
Teraz ja do matki pojechałem, a jaki szczęśliwy — tego ja jasnemu panu nie mogę powiedziéć. Co to pierwszy handel kiedy się uda, bo to i dobry znak i ochoty dodaje.
— Nu, a co Hersz? — spytała matka.
A ja nie bardzo wesołą minę zrobiłem:
— Nu już probowałem — odpowiedziałem.
— Straciłeś? — rzekła patrząc mi w oczy.
— Nie.
— A dużoś zarobił, pięć procentów?
Zrobiłem minę, aż się matka podziwowała.
— A gadajże, co zarobiłeś?
— Grosz na grosz.
— Ach! — a matka jak mnie pochwyciła, jak wzięła ściskać i poprowadziła do ojca, do braci. To ja musiałem im wszystko rozpowiadać i śmieliśmy się z goimów i weselili. Aż matka powiedziała: Kiedy tak, Hersz, tobie czas ożenić się, a ja tobie napatrzyłam żonę. Córka arendarza z Wielichowa, bogata, będzie miała 300 całkowych posagu i ty rozpoczniesz wielki handel. A przez rok albo dwa, to i mnie będzie lżéj, bo ciebie teść powinien z żoną utrzymywać.
Nic ja nie mówiłem, bo mnie posag skusił, ale moja żona, z pozwoleniem, wyglądała nie bardzo, ona była jeszcze młoda, a zdawało się, że stara, i chuda i żółta — ale u nas jak się żenić, to się żenić, aby się ożenić i ożeniłem się. Rok my potém siedzieli u teścia, póki wyszli na swoje gospodarstwo i wziąłem arendę w Jasnym stawie za trzecią część żoninego posagu.
Teraz już ja inszy handel począł — kupowałem tysiącami korcy żyto, pszenicę, zboże różne, wódkę, choć tysiąc, choć dwa tysiące garncy. A jasny pan spyta, jak to może być, kiedym ja tyle pie-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/259
Ta strona została uwierzytelniona.