nieprzystojniejsze, których napamięć umiał liczbę niezmierną. Podobnych sobie dobrawszy przyjaciół, pił z niemi, śpiewał i latał w przegony na wychudłych szkapach. Pomimo najgorszego stanu interesów, pan Jan zawsze był weselutki, i gotów do hulanki. — Śmieli się z niego sąsiedzi rokując mu rychłą ruinę, on się śmiał z sąsiadów.
Przejeżdżając raz mimo wstąpił pan Jan do Herszowéj, wpadła mu w oko czarnobrewa, uśmiechająca się miluchno. Pożartowawszy z nią pół godziny pojechał, ale odtąd rzadki był dzień, żeby jego wyhasane konie nie zajeżdżały przed karczmę. Osobliwie téż zatrzymywać się przy niéj lubił, gdy męża nie było. Hersz gdy go zastał, nigdy się nie domyślił powodu częstych popasów, a płacony i przepłacany za owies, kontent był z odwiedzin jasnego pana. Herszowa coraz mu się poufaléj uśmiechała, i pan Jan nie w ciemię bity, przy mężu wstrzemięźliwszy był w umizgach.
Trwało to jakoś przez kilka miesięcy. Hersz na dłużéj niż zwykle wyjechał, a pan Jan z powodu złamanego koła cały dzień jeden w karczmie przesiedział. Zrana śmiejąc się wyjechał w wybornym humorze i z początku często, potém znowu rzadziéj bywał u Herszkowéj. Ona posmutniała, pobladła, wychudła, i zmieniła się widocznie. Niespokojna wybiegała często przed wrota, stawała, dumała, i równie niespokojnie powracała. Rzadko czoło jéj się rozjaśniło, gdy pan Jan przyjechał, ale on nie pokazywał się już tak często jak wprzódy. Hersz z drogi powrócił w wybornym humorze, zyskał wiele i zaczął spekulacyą nową, po któréj się złotych gór spodziewał, był to podrad na worki do magazynu wojennego. Napisał do brata w blizkiéj siedzącego karczmie, aby do niego przyjechał, chcąc się z nim podzielić przedsięwzięciem, którego sam dopełnić nie mógł. Zamknęli się nad rchunkami do osobnéj izby, i po dwugodzinnéj żwawéj rozmowie, wyszedł z niéj Hersz z czerwonemi policzkami, obłąkanym wzrokiem, sapiąc niespokojny. Żona zagadała do niego, nie odpowiedział. Domyślna kobieta pobladła, pojęła, że coś się stało, że mąż dowiedział się o czémś, zadrżała i bez siły prawie usiadła na ławce pod piecem. Hersz, chociaż tylko co powrócił, kazał niewyraźnym głosem zaprzęgać konie i wyjechał. Po głowie kobiety strach ogromnemi przelatywał skrzydły.
Zaledwie Hersz był za bramą, wyszła z izby i usiadłszy na wóz chłopski, kazała się wieść do wsi pana Jana.
Niech sobie czytelnicy wystawią scenę, jaką był jéj przyjazd.
Pan Jan jak zwykle, ucztował z przyjacioły; odzywały się skrzypki, a gospodarz grubym głosem zawodził karczemną mazowiec-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/264
Ta strona została uwierzytelniona.