Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/270

Ta strona została uwierzytelniona.

cichu dopytali się chaty chłopa, który się zwykle trudnił przeprowadzaniem kontrabandystów.
Stary Jow siedział u ogniska i kurzył tytoń, gdy weszli. Chata jego na oko nie różniła się od innych, lecz wewnątrz przypatrzywszy się postrzegłeś ślady ukrywanéj zamożności. Kilka naczyń miedzianych tam i siam porozstawianych, na szyi żony bogatsze sznury korali i krzyż bronzowy świecący; u niego fajka drewniana wyrabiana, koszula z płótna cieńszego, buty na nogach, pas nie domowéj roboty.
Gdy żydzi weszli, powrócił głową i popatrzył na nich.
— Ot już czort niesie żyda, — rzekł pocichu, nie będzie nocy spokojnéj.
Żydzi kłaniali mu się, a towarzysz Hersza szeptał, kto go przysłał.
— Dobrze, dobrze, — rzekł chłop — już to jakoś będzie, a co dacie?
— Nu, a co ty chcesz?
— Wy idziecie z wielkiemi pieniędzmi — mówił Jow.
— My! a wej!... — zakrzyknęli żydzi oba pobladłszy — my nie mamy, tylko to co tobie dać, czy szalone wieść z sobą pieniądze.
— Nu, a ja to znam, że wy macie pieniądze — rzekł Jow podpalając fajkę — gadajcie, co chcecie. Jest was dwóch, po pierwsze, ty, — wskazał na Hersza, — masz trzos na brzuchu, a ty — rzekł do drugiego, — pewnie podwiązki tłuste.
Żydzi pobledli.
— A czego się boicie? ja was nie obedrę — rzekł Jow, — mnie ludzie znają; ja sprawiedliwy człowiek. A co dacie?
Żydzi się naradzili.
— Damy dwa czerwońce, — rzekli — to więcéj niż wszyscy dają.
— Dacie cztery, — rzekł chłop.
— Ani grosza jak trzy.
Jow milczał, zapalił fajkę na nowo, usiadł pod piecem i powoli powiedział:
— Niby to ja nie wiem, że wy dać musicie, a jak nie dacie, to ja się nie ruszę krokiem.
— A to my wolim wrócić do domu — rzekł Hersz.
— Dobréj nocy wam, idźcież sobie z Bogiem, a dajcie mnie pokój.
Żydzi szwargotali znowu, Jow fajkę palił i drumkał pod nosem i ognia poprawiał.
— Nu, co z tobą robić, — rzekł Hersz — damy, a chodź i prowadź.
— Dawajcież na stół.
— Jak przeprowadzisz.