— E! czy to ja mołokosos czy co? Ja nigdy inaczéj nie idę, aż pieniądze żonie oddam wprzódy. Wola wasza. A jak ja was przeprowadzę, gdzie ja was będę szukał?
Nareszcie namyśliwszy się, żydzi dobyli czterech oberżniętych dukatów, i położyli na kominie. Chłop spojrzał i nie wziął.
— Nu, a co nie bierzesz? — rzekł Hersz.
— Kulfony! — powiedział chłop.
— A! wej kulfony, — zawołali żydzi, — to najlepsze nowe dukaty. — Ale napróżno gadali, musieli dobyć lepszych. Dopiero się Jow udobruchał.
— Prowadź-że nas, prowadź, noc ciemna.
— Co wy wiecie kiedy prowadzić? — śmiejąc się Jow odpowiedział. — Nad rankiem choć nie tak ciemno, ale straż śpi najlepiéj i bezpieczniéj. Odpocznijcie wy tymczasem.
Musieli się żydzi zgodzić na to, radzi nie radzi. Jow tymczasem, wódką ich, dla dodania serca, poczęstował, jajami nakarmił, a sam wziąwszy czapkę wyszedł z chaty.
Żydzi pokładli się spać na ziemi.
Gdy ich skrzyp otwierających się drzwi przebudził, krzyknęli z przestrachu i porwali się na nogi. Przed niemi stał Jow, ale nie sam, ze strażnikiem granicznym, który fajkę zapalał.
— Gdzie te żydy? — spytał strażnik.
W żydach duchu nie stało.
— Śpią tutaj.
— Już czas, — rzekł strażnik.
— Pójdziemy, — zawołał chłop.
Żydzi jak martwi nie odzywali się.
— Ot, — mówił Jow do nich, — tak najlepiéj będzie, pojdziemy z panem strażnikiem razem, on najlepiéj przeprowadzi; a to nie wiele będzie kosztować.
I śmiał się z przestrachu żydów, których ledwie przekonać mógł, iż im pan strażnik nic nie zrobi. Nad rankiem byli już w Galicyi.
Ale to dopiero połowa i najłatwiejsza połowa wyprawy dopełniona była; przejść do Galicyi najłatwiéj, chodzi o to jak wrócić i jak przewieść towary. Żydzi wiedzieli dobrze, że płacąc pięćdziesiąt procentów, można dostać towary przewiezione już na naszę stronę, bez wszelkiego frasunku; ruszaj tylko w konie i strzeż się sprawnika lub strapczego, żeby o nakładne świadectwo i o plomby nie spytał. Ale żydom chciało się być mędrszemi od mądrych. Porachowali oni, że opłacając przewodnika, strażnika, opędzając koszta wszelkie, nie wyekspensują nawet dwadzieścia pięć na sto. Umyślili sami przekradać kotrabandę, i zatrzymawszy Jowa przy sobie, a umówiwszy
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/271
Ta strona została uwierzytelniona.