laniem do tarczy), w łeb wypalić. W czasie zaś ataku na ostatku, Nakwaski przypadkiem ciął w twarz Lipińskiego, który od tego razu całe życie miał pamiątkę. Ten Nakwaski był, słyszę, potém prefektem miasta Warszawy.
Połamawszy brechlance i narzucawszy głów co niemiara przed lożą królewską, skończyliśmy; a żaden podobno z nas nie miał apetytu pójść na kantatę inauguracyjną, choćby był zobaczył piękne ówczesne aktorki, pannę Sitańską, panią Jasińską i pannę Rudnicką.
Po kantacie był balet heroiczny z rycerzami, starcami, parą zakochanych, i co do tego należy.
Nim balet wytańcowali, już wspaniała, nowéj inwencyi iluminacya alla Borghese gotowa była; kilkadziesiąt tysięcy lamp różnokolorowych, przedziwnie ustawionych, śliczny tworzyły widok. Nad posągiem Jana III unosił się łuk tryumfalny przepyszny, z transparentami po bokach, wszystko to i posąg w ogniu kolorowym jaśniało. Na skroni Jana III palił się wieniec zielony. Nad kanałem po brzegach stały trofea na słupach, połączonych z sobą festonami, łączące dom króla z tryumfalnym łukiem. Po drugiéj stronie, ogniami oświecony był także staw, aż do kaskady, nad którą stał obelisk ognisty. Dziedziniec, szpalery, obwieszone latarniami i świecznikami wspaniale, widne były jak we dnie.
Król, czego już daléj byłem świadkiem, powróciwszy do sali, słuchał pięknéj mowy, młodego Michała Sobieskiego, wojszczyca litewskiego, którego potém wziął na swoję opiekę i wychowanie, ale co się z nim stało, nie wiem.
Przyszła na nas koléj do nagród, których sędziami byli: generał Byszewski, pułkownik Michniewicz, Döbel, Lantau i Poświatowski. Ci spisywali, ile kto razy zdjął pierścień, podjął głowę, i kto ile razy chybił celu, z tego gdy zdali sprawę królowi J. M., sekretarz J. M. P. Karaś czytał imiona odznaczających się, a damy: wojewodzina Bracławska (Jabłonowska), księżna Nassau-Siegen i pani Humiecka, miecznikowa koronna, rozdawały nam i przypinały medale złote i srebrne, na niebieskich wstążkach, z napisem: Equiti dextro, zapony z medalami i pamiętne téj uroczystości medale z Jana III wizerunkiem. Mnie się dostało odebrać medal z rąk pani miecznikowéj koronnéj. A powiem tu panu nawiasem, że taż sama pani Humiecka (która mieszkała przeciwko Przebendowskich, na rogu ulicy Koziéj), ocaliła w czasie rozruchu generała Igelstrom. Wpadł on do pani Humieckiéj, prosząc o ratunek, i nie zawiódł się, bo go tyłem domu swego bezpiecznie potém wypuściła.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/282
Ta strona została uwierzytelniona.