kobietę, tak, że na widok jéj, osłupiawszy z admiracyi, ledwie zapytać mogłem:
— Czy zastałem pana Wyhowskiego?
— Nie — odpowiada mi — ale wkrótce powróci, wyszedł na ranną przechadzkę.
— Jestem przysłany od jego królewskiéj mości.
— Może pan wstrzymasz się chwilę?
I jak się tu nie wstrzymać? kobieta jak anioł, panie Boże mnie skarz, nie mogłem nawet pojąć, jak ten człowiek śmiał chodzić na przechadzkę, mając takie bóstwo za żonę.
Nawiasem mówiąc widziałem ją potém na Wołyniu powtórnie, gdzie za jakąś sprawą przybyła, i trafiło mi się, czego nigdy nie zapomnę, żem ją omdlałą w czasie trzęsienia ziemi, trzeźwił w objęciach. Ale wracam do materyi.
Śliczna owa pani prosi mnie do dalszych pokoi, prowadzi przez wspaniałe apartamenta, udekorowane po królewsku. Siadamy w gabinecie dotykającym sypialni, w któréj widzę łoże z baldachimem adamaszkowym. Wyobraź sobie pan, ten łotr Wyhowski, sto dyabłów zjadł, ze wszystkich stron ubrał wewnątrz łóżko, zwierciadłami. Jak Boga kocham prawda. Proszą mnie na czekoladę, łudzi mnie pani, że mąż wróci wprędce, rozpytuje o przyczynę poselstwa, ja udaję skłopotanego, instyguję i siedzę. A jakże było nie siedziéć? Choć mi wracać kazano rychło, jak-em się w te czarne oczy wlepił, ani sposobu odejść. Ej! byłaż-bo piękna! w życiu takiéj drugiéj nie spotkałem.
Że téż to i takim pięknym trzeba starzéć! Ale choć to tu miło i słodko godziny lecą, Königsfeld gotów wsadzić do aresztu; rozum mi przyszedł nareszcie, i wycofałem się od téj syreny.
Na wschodach właśnie spotkałem pana Wyhowskiego, już powracającego, i odniosłem mu słowa królewskie. Przyrzekł się stawić; piękny był mężczyzna i polityk. Wkrótce przyjechał na zamek i puszczony był do gabinetu jego królewskiéj mości, gdzie sam-nasam z półtoréj godziny zabawił. Słyszeliśmy potém, że odpuścił wszystko, co od L. wygrał na słowo, kontentując się gotowizną, precyozami. Taką-to władzę miała nad królem piękna, nie piękna, ale zręczna i kształtna p. Gr. Wszakże kiedy mu zakazała słodkich oczu robić do księżnéj kurlandzkiéj, i tego usłuchać musiał, zostawując innym ten kąsek.
Oto panie był przepych! Oto dwór drugi królewski powiem. Księżna jéjmość miała z sobą pazi bez liku, panów de Sohns, de Reta, i marszałka dworu pana Klopmann. Rozrzutnie i ogromnie wydawała na wystawne w Warszawie życie. Sama pani Łazarowiczowa, co jéj sukni dostarczała, kilka tysięcy dukatów za nie wzięła,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/284
Ta strona została uwierzytelniona.